Tuesday 2 June 2009

już mi niosą suknię z welonem...

od dawna nic mi się nie śniło, choć zazwyczaj moje życie senne bywa burzliwsze niż nie jedno ziemskie... a tej nocy stroiłam się w suknię, białą suknię, puszystą od tiulu, szeleszczącą halkami... a potem nie mogłam znaleźć pantofelków, białe były zbyt ciasne, więc założyłam złote... i jeszcze na wierzch narzuciłam pelerynę ciemno czerwoną, w kwiaty zdobną, suto wyszywaną złotą nitką... i tylko pana młodego zabrakło, bo karoca z dyni zaprzężona w sześć bułanków stała u podjazdu gotowa odjechać na skinienie wąsatego stangreta - czarnego kota w czerwonym surducie...

ze ślubu nic nie wyszło, bo to był tylko sen... ale suknię miałam cudną, królewską... ponoć śnić o białej sukni to dobry znak... zobaczymy!
PS.
fotka znaleziona gdzieś w sieci, spodobał mi się kard

1 comment:

Anonymous said...

:-)
znam z autopsji