Friday 27 January 2012

zabawa w wyszukiwanie szczegółów



sprawiliśmy sobie ostatnio z najmłodszym mały prezent. teraz godzinami siedzimy i wpatrujemy się w rysunki w poszukiwaniu ciekawych szczegółów i szczególików. wyszukujemy wszystkie koty dachowce, paryżanki z pieskami, rowerzystów, kelnerów itp., itd. snujemy się uliczkami rysunkowego Paryża zaglądając do bram, kafejek i parków. liczymy piętra w kamiennicach i wieże Eiffla na tle miasta i nie możemy oderwać wzroku od ilustracji Jean-Jacques Sempé!


128 stron rysunków i tylko sześć zdań!
w sam raz dla kogoś kto nie umie jeszcze czytać jak J.
chwilowo nie ma lepszej rozrywki!

ilustracje pochodzą z książki:
Paryż, Jean-Jacques Sempé
Czuły Barbarzyńca Press

Thursday 26 January 2012

zmiany, zmiany

chłopcy rosną a wraz z nimi ich pokój. właśnie pożegnaliśmy z ostatnim śladem epoki niemowlęcej najmłodszego brata - dziecięcym łóżeczkiem ze szczebelkami! przez pokój przeszło małe tornado i powymiatało wszystko, co nam nie pasowało do wnętrza dużych chłopców. jak było przedtem można zobaczyć tu i tu, no i jeszcze tu. teraz jest więcej miejsca do zabawy i nie tylko. ciekawe czy starszym braciom się spodoba, gdy wrócą za kilka dni z ferii zimowych?





my tymczasem delektujemy się słonecznym, leniwym porankiem z ciekawą książką, o której w kolejnym poście.

Tuesday 24 January 2012

w poszukiwaniu utraconego.... smaku

babcine podwieczorki z dziecięcych lat to istna rozkosz dla podniebienia. w sumie nic szczególnego a jednak. kubek parującego ciepłego mleka, takiego prosto od Zorzy* i wyśmienite ciasteczka owsiane aromatyczne i aż ciągnące się niczym krówka. i choć cudowne lata dzieciństwa minęły bezpowrotnie, to smak owsianych ciasteczek czuję nadal gdzieś na skraju podniebienia, smak coraz bardziej ulotny ale idealny. nigdy potem nie jadłam równie dobrych ciastek owsianych, a wypróbowałam ich setki. trafiały się różne, raz zbyt twarde, raz zbyt kruche, za bardzo mączniste albo za mało owsiane. moje poszukiwania trwają nieprzerwanie do dziś, bo choć przepisów na owsiane ciasteczka nie brakuje, zawsze jednak będę tęsknić za tamtymi z dziecinnych lat... jedynymi w swoim rodzaju, niepowtarzalnymi, których smak utraciłam bezpowrotnie...




dziś przepis z tej oto strony... wspomniałam o niej w moim poprzednim poście. owsiane ciasteczka wyszły bardzo dobrze. zmieniłam nieco oryginalny przepis i dodałam żurawinę zamiast rodzynek. w smaku i konsystencji odrobinę przypominają tamte z dzieciństwa, choć nadal daleko im do tych oryginalnych. wyśmienicie smakują z kubeczkiem gorącego mleka, w przytulnym, przepastnym fotelu, przy dobrej bajce!

Ciasteczka owsiane z żurawiną

Składniki:
2 szklanki mąki

1 szklanka płatków owsianych błyskawicznych
1 szklanka miałkiego trzcinowego cukru
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
200 g miękkiego masła
2 duże jaja
waniliowy olejek zapachowy
spora garść suszonej żurawiny

Rozgrzać piekarnik do 180 C stopni.
Jaja roztrzepać w misce, dodać żurawinę i olejek, odstawić na około 30 minut.
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, cynamonem i szczyptą soli. Masło utrzeć na puszystą masę, dodać cukier trzcinowy i ucierać dalej. Następnie wlać masę jajeczną i całość dobrze wymieszać. Na koniec stopniowo dodawać sypkie składniki: mąkę i płatki owsiane i dobrze wyrobiać. Ciasto nakładać łyżką na rękę i formować kuleczki, z których następnie robić placuszki. Placuszki układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piec w nagrzanym piekarniku przez 12-15 minut aż będą złociste. Po upieczeniu wystudzić na kratce i schować do szczelnego pojemnika. Na następny dzień smakują najlepiej.

Smacznego!

* tak miała na imię krowa niejakiej pani Ani, od której moja babcia codziennie dostawała mleko. Zanim jednak je dostała musiała przeleźć przez dziurę w płocie dzielącą działki i wieś, przejść przez las i łąkę i poczekać na udój. Dopiero wtedy wracała z pełną gorącą jeszcze kanką do domu w sam raz na podwieczorek.

Monday 23 January 2012

antidotum na szarugę

bezbarwność i zaokienna monotonia są na dłuższą metę dla mnie n i e - d o - z n i e s i e n i a! dlatego walczę wszelkimi możliwymi sposobami, aby nie poddać się tym zgubnym stanom sprzyjającym tej szarej aurze. uzbrojona w dobrze naostrzone pędzle i nabite farbą tuby i tubki jestem gotowa do ataku na czającego się za prawie każdym rogiem wroga. z kolorową artylerią nie ma teraz absolutnie żadnych szans! oto moje antidotum na szarugę. moja sztuka wojny z chlapą pośniegową i styczniowym smutkiem.


Wyrównaj do środkaRajski ptak, akryl na tkaninie, 45x45cm

PS. a komu się nie chce malować... niech sobie coś upiecze np. ciasteczka owsiane z tego pysznego nowo odkrytego błękitnego bloga!

Sunday 22 January 2012

bajka o małej deszczowej kropli


w śnieżne zimowe wieczory przychodzą do głowy różne bajkowe pomysły, takie jak na przykład ten poniżej...


Pewnego razu gdzieś wysoko na niebie mieszkała mała, ale bardzo ciekawska, deszczowa kropla. Od chwili, gdy tylko się pojawiła na świecie nie mogła wprost usiedzieć na miejscu i tak się strasznie wierciła i kręciła, że w końcu, w pewnej chwili niespodziewanie ześlizgnęła się z chmury, na której mieszkała i zaczęła spadać. Spadała, spadała, spadała i spadała i już myślała, że to spadanie nigdy się nie skończy. Że już na zawsze pozostanie gdzieś z dala od swego domu, od chmur. A najstraszniejsze w tym spadaniu były dwie sprawy. Po pierwsze nie wiedziała jak długo można tak spadać w dół i czy w którymś momencie nie znudzi jej się to spadanie. A po drugie martwiło ją też to, że być może już nigdy nie zdoła powrócić na swą chmurę. Bo przecież spadając tak ciągle w dół nie możliwym jest, aby trafić z powrotem na górę, na swoją chmurę.
Jednak musicie wiedzieć, że nasza deszczowa, ciekawska kropla nie wiedziała jeszcze o wielu innych rzeczach, o których się jej nawet we snach nie śniło. A przede wszystkim o tym, że jej obawy były absolutnie bezpodstawne, bo tam gdzie spadała czekało ją mnóstwo przygód, a i powrót na chmurę przy pewnych sprzyjających warunkach też był możliwy! Ale wracajmy do kropli.
Gdy więc tak spadała i spadała, spojrzała kątem oka na prawo i na lewo i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że razem z nią spadają inne, ale całkiem do niej podobne krople. I wszystkie one pędziły z tą samą prędkością i w tym samym, co ona kierunku, czyli w dół.
A w dole zaczynało już COŚ majaczyć... COŚ bliżej nieokreślonego, bo jeszcze zamglonego, ale COŚ całkiem nowego i intrygującego. COŚ niepodobnego do tego, co przywykła do tej pory oglądać, bo bardzo kolorowego. I im szybciej i dalej leciała, to TO COŚ robiło się coraz bardziej wyraźne i coraz bardziej interesujące. Kropla spojrzała na przelatującą obok inną kroplę i zawołała: „Hej mała, dokąd tak pędzisz?”
Gdy ta druga zrównała się z nią we wspólnym pędzie, odparła: ”Wcale nie taka mała, wypraszam sobie! Kto wie być może jestem taka jak ty, a może nawet większa?”
„Dobrze, nie gniewaj się... Lepiej powiedz, dokąd tak spadasz???” - krzyknęła ciekawska kropla.
„Szczerze mówiąc nie wiem. Wszyscy spadają to i ja też! W kupie raźniej, no nie?” Zaśmiała się głośno i poleciała dalej w dół bez słowa pożegnania.
W tej samej chwili nieoczekiwanie coś ogromnego i czarnego ze strasznym łoskotem przeleciało w poprzek drogi i potrąciło małą kroplę i kilka innych obok lecących tak dotkliwie, że omal nie straciła równowagi i nie poleciała w przeciwnym kierunku. Zrobiwszy podwójne salto w tył z trudem odzyskała orientację w przestrzeni powietrznej, otrząsnęła się i z niezłym mętlikiem w głowie poleciała dalej w dół.
„Co to było?” - pomyślała. „Nigdy nie widziałam czegoś takiego wcześniej. Następnym razem muszę bardziej uważać, bo ta podróż robi się trochę niebezpieczna!”

Tymczasem mgły opadły i oczom ciekawskiej kropli zaczął ukazywać się nieznany dotąd widok. Bezsprzecznie jej wyprawa dobiegała kresu i lada chwila miało się ujawnić to COŚ, do czego tak bezwolnie zmierzała. W dole lśniły jakieś kolorowe plamy, z których sterczały wielobarwne, obłe i nie tylko kształty, zupełnie niepodobne do chmur. Coś małego poruszało się w różnych kierunkach wydając rozmaite, dość donośne dźwięki. I było to wszystko coraz bardziej kolorowe, wyraźne i ruchliwe. Z wrażenia otworzyła szeroko oczy i nagle w ostatniej sekundzie zauważyła, że z naprzeciwka zbliża się do niej druga całkiem podobna kropla, z którą za chwilę się zderzy z wielkim hukiem. Czym prędzej zamknęła więc oczy i pomyślała: „Niech się dzieje, co chce, to już koniec! Żegnajcie chmury! Żegnaj niebo! Żegnajcie!”

Lecz cóż to zamiast śmiercionośnego zderzenia nastąpiło tylko głośne „pluuusk” i mała kropla poczuła jak wpada w coś mokrego i płynnego, a błogie, przyjemne falowanie otacza całe jej ciało. Coś bardzo znajomego wessało ją bez reszty. A głośne, miarowe: „pluuusk, pluuusk, pluuusk!” rozbrzmiewało dookoła raz po raz, to dalej to znowu bliżej. Przyjemne, ciepłe kołysanie natychmiast ukoiło jej skołatane nerwy i mała, ciekawska, deszczowa kropla postanowiła otworzyć oczy, by sprawdzić gdzie jest i co się stało. Powoli otworzyła najpierw jedno oko, a potem drugie. Gdzieś bardzo wysoko nad głową był jej dom, jej przytulna, puszysta chmura gęsto zasnuta innymi nieznanymi chmurami, z których ciągle spadały podobne do niej krople pluskając głośno to tu to tam o coś ciekłego, w czym była zanurzona. Niespiesznie rozejrzała się dookoła i zauważyła, że nie jest zupełnie taka sama, że obok niej roi się od innych małych kropel.
„Są tu wszystkie... Tu na dole razem ze mną, więc nie jest tak źle! Przynajmniej jak coś... To nie ja jedna, tylko my wszystkie! Ale zaraz, zaraz gdzie my właściwie jesteśmy i co to jest ??? Zamiast miękkiej, puszystej, chłodnej chmury jakaś mokra i ciepła kałuża, szeroka i długa jak okiem sięgnąć. A dookoła jakieś dziwne, kolorowe, nieruchome twory nie podobne do niczego, co wcześniej widziałam. I jeszcze jakieś inne kolorowe stwory biegające pomiędzy tymi nieruchomymi i robiące zupełnie bez powodu tyle hałasu i zamieszania, jakby, co najmniej zobaczyły grom z jasnego nieba albo trąbę powietrzną! Co to właściwie jest???”
Nagle jeden z biegających stworów zbliżył się i jednym susem wskoczył w sam środek kałuży pełnej kropel. A zrobił to tak szybko, że biedne krople nie zdążyły nawet pomyśleć o ucieczce, a co dopiero uciec. Stwór skoczył i zrobił wielkie „pluuusk” a kilkadziesiąt kropel ze strachu wyskoczyło w górę i na boki, po czym gdzieś zniknęło na zawsze. Mała deszczowa kropla w jednej chwili została zmieciona ze swego bezpiecznego miejsca w drugi koniec kałuży. Cała rozdygotana i zdenerwowana, podobnie jak inne krople, długo nie mogła dojść do siebie. Ruchliwy stwór na dwóch nogach oddalił się na moment, by po chwili znowu podbiec i z równie głośnym „pluuusk” wskoczyć w ledwo uspokojoną kałużę. Zrobił to jeszcze ze dwa razy, po czym pobiegł gdzieś w kierunku jakiegoś kolorowego wahadła, na którym bujały się inne hałaśliwe, podobne mu stwory.
Rozedrgane i porozrzucane we wszystkie strony krople z ledwością zdążyły pozbierać się jako tako, gdy nagle do ich kałuży podeszły cztery..., białe..., kosmate i długie stwory, które zaczęły chodzić w te i z powrotem jakby czegoś szukając na dnie rozlewiska kropel. Po chwili coś różowego i długiego zanurzyło się w wodzie wydając przy tym kilka dźwięków coś na kształt ”mlask, mlask, mlask” i zabierając najbliżej pływające krople w ciemną otchłań, w której schowało się także to coś różowego. Już nigdy potem ich nie zobaczyły i słuch o nich zaginął na zawsze. Tymczasem coś nad kałużą zrobiło głośne „hau, hau, hau” i zniknęło razem z czterema białymi i kosmatymi.
Na jakiś czas zapanował spokój. Mała deszczowa kropla zmęczona ostatnimi wydarzeniami postanowiła się zdrzemnąć. Inne krople poszły za jej przykładem i już wkrótce cała kałuża zapadła w błogi, spokojny sen. Z nieba nie spadła już ani jedna kropla. Powoli dookoła robiło się coraz ciemniej i ciszej, bo biegające, hałaśliwe stwory gdzieś sobie poszły. Wszystkie krople uspokojone, że nic już się więcej dziś nie wydarzy cichutko pochrapywały w atramentowej toni kałuży. Spały tak mocno, że nawet nie poczuły, kiedy do kałuży podszedł jakiś czarny cień na dwóch cienkich nóżkach i cicho i bezszelestnie zanurzył coś szpiczastego w wodzie i zabrał kilka śpiących kropel, a potem z trzepotem odleciał w niebo.
Zrobiło się jeszcze ciemniej i nad kałużą rozbłysło jakieś światło, nie tak jasne jak słońce czy gwiazdy, ale dość jasne by oświetlić wszystko dookoła. Światła zapalały się jedno po drugim w pobliżu kałuży i kilka świetlistych kul przejrzało się w lustrzanej tafli wody. I tak spokojnie i pięknie mogłoby być już zawsze, gdyby nie jakiś niepokojący dźwięk, który nie wiadomo, kiedy wyłonił się z nocnej ciszy i zbliżał się coraz bardziej w stronę zatopionej we śnie kałuży. Wtem z ciemności prosto w oświetloną złocistym snopem wodę wjechały dwie olbrzymie obręcze i z pluskiem przetoczyły się przez sam środek kałuży przecinając ją na pół i budząc zaspaną kroplę i jej siostry. Tego już nikt się nie spodziewał. Nagle połowa kropel znalazła się po jednej stronie przeciętej kałuży a połowa po drugiej, kilka zaś nieuważnych kropelek na zawsze zniknęło gdzieś w ciemności uniesione w dal na toczących się obręczach.
Mała kropla marzyła już tylko o tym by móc z powrotem wrócić do domu, do swojej bezpiecznej, miękkiej chmury. Zaczęła bardzo żałować, że tak niefrasobliwie ześlizgnęła się w dół. „Gdyby, chociaż zdawała sobie, choć trochę sprawę, co ją tu może spotkać, siedziałaby grzecznie na chmurze razem ze swymi siostrami zamiast moknąć tu teraz w ciemności. Trzeba było wymyślić jakby tu wrócić z powrotem na górę. Czy jest to w ogóle możliwe, czy też już na zawsze zostanie tu na dole???” I gdy tak rozmyślała nie zauważyła, że powoli zaczęło świtać, kuliste światła nie wiedzieć, kiedy pogasły a nad kałużą nastał słoneczny poranek. Widok jasnych chmur nad głową i blask słońca odbijający się w tysiącach uśmiechniętych kropel wprawił małą ciekawską kroplę w dobry nastrój. W tak dobry nastrój, że aż niezwykły, zważywszy na okoliczności. Ciepłe promienie słońca delikatnie muskały jedną kroplę po drugiej i jakimś cudownym sposobem zamieniały je w niewidzialną mgiełkę, po czym ta unosiła się w górę ku jakże znajomym i miłym oku chmurom.
W pewnej chwili mała deszczowa kropla poczuła na swych policzkach dotyk słonecznego promienia i z lekkością oderwała się od kałuży i niczym piórko uniosła się i pofrunęła w górę ku niebu, ku słońcu, ku chmurom. Leciała, leciała i leciała unosząc się coraz wyżej i wyżej zostawiając w dole coraz mniejszą, srebrzystą taflę kałuży, hałaśliwe dzieciaki, spragnionego, białego, kudłatego psa i małego nocnego ptaszka, nieostrożnego rowerzystę i kuliste latarnie na kolorowym placu zabaw gdzieś w miejskim parku...
Powoli widok w dole rozpływał się niczym obłoczek na bezchmurnym niebie a mała kropla czuła się coraz bardziej lekka i szczęśliwa, że wkrótce znów siądzie na swej puszystej chmurze i będzie bujać, bujać, bujać w obłokach jak gdyby nigdy nic.
Chyba, że znowu zatęskni za przygodą i...


Bajka o małej deszczowej kropli
Copyright: enchocolatte

Styczeń 2012

Thursday 19 January 2012

z wnętrza starej toskańskiej willi...

najnowszy obraz powstał zaledwie w jeden dzień.
zauroczona ciepłym światłem bijącym z wnętrza starej toskańskiej willi
i idylliczną sceną bawiących się dzieci
sfotografowaną przez znajomą blogerkę Ewę lub Delie...
(dziewczyny nie pamiętam, która z Was zrobiła tą piękną fotografię!
ale dziękuję za natchnienie!)*
w każdym bądź razie postanowiłam przenieść ten pełen
niczym niezmąconego spokoju moment na płótno.
teraz kawałek toskańskich wakacji wisi w moim domu
i ogrzewa swym ciepłem, gdy tylko na niego zerknę.
najpiękniej i najcieplej wygląda wieczorem w złotawym świetle lampy...

* to jednak było zdjęcie Delie!


bez tytułu, akryl na płótnie, 30 x 40cm, styczeń 2012

Tuesday 17 January 2012

o apetycznej książce i zimowych smakach

we wczorajszym poście wspomniałam o pieczeniu muffinek. jakoś tak się składa, że zimą te mini babeczki smakują mi najbardziej, a zwłaszcza gdy jednym ze składników są płatki owsiane albo mąka orkiszowa przez co stają się dla mnie daniem typu comfort food. zresztą sama nie wiem dlaczego ale niektóre produkty zawsze kojarzą mi się z zimową kuchenną aurą, kiedy to za oknami niespiesznie prószy śnieg, a w mojej kuchni ciepłe, złotawe światło piekarnika i unoszący się stamtąd zapach sprawia, że jestem bardzo szczęśliwa. moje typowo zimowe smaki to właśnie kasze, koniecznie gęste i gorące i jakże sycące. pamiętam jak moja babcia gotowała mi co wieczór kaszę gryczaną*, potem otulała gorący garnek w gruby koc i stawiała w ciepłe miejsce, żeby kasza napęczniała i "doszła". w całym domu unosił się zapach gryki, który uwielbiałam. kiedy kasza powoli "dochodziła" ja klęczałam na krześle przy oknie i patrzyłam w noc, na jasne plamy okien naszego domu na śniegu i na padające z nieba śnieżynki. potem siadałam do stołu, gdzie już stał mój talerzyk z parującą kaszą gryczaną zalaną gorącym, takim prawdziwym, pachnącym mlekiem (tak prawdziwym, że aż słodkim) z odrobiną masła, które bardzo szybko topiło się zostawiając na powierzchni jasnożółtą koronkę...
wracając do muffinek, dzisiejszy przepis pochodzi z bardzo apetycznej książki, obok której nie mogłam obojętnie przejść i oczywiście w końcu ją nabyłam drogą kupna. potrawy w niej opisane, aż się proszą żeby ich spróbować, upiec, ugotować. samo przeglądanie powoduje u mnie nadmierne wydzielanie śliny w ustach, dlatego co chwila wypróbowuję jakiś przepis, bo na samym wyobrażaniu smaków nie mogę poprzestać. muffinki gruszkowo-imbirowe, mocno korzenne i bardzo sycące, idealnie pasują do mlecznej kawy i są nie tylko samkowite ale i rozgrzewające za sprawą sporej dawki imbiru. dzieciom smakują z mlekiem nie mniej niż pieczony ostatnio chlebek bananowy, a oba przepisy można znaleźć w książce Apetyczna panna Dahl autorstwa Sophie Dahl.

* zanim jednak zaczynała ją gotować najpierw siadała z dużym garncem pełnym ziaren gryki i powoli niespiesznie przebierała palcami wyszukując jakieś czarne drobinki. często dawała mi też przebierać palcami w kaszy. pamiętam przyjemny dotyk ziarenek gryki. lubiłam przesypywać je z ręki do ręki niczym ziarenka piasku. nigdzie nam się nie spieszyło więc przebieranie kaszy trwało i trwało...



Muffinki gruszkowo - imbirowe Sophie Dahl
(przepis na 12 muffinek)

Składniki:
olej słonecznikowy do wysmarowania formy lub 12 papilotek
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka imbiru w proszku
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1/4 łyżeczki świeżo tartej gałki muszkatołowej
145 g mąki orkiszowej
150 g błyskawicznych płatków owsianych
225 g puree gruszkowego (np. owocowy przecier dla dzieci)
125 ml jogurtu naturalnego
240 g miodu lub syropu z agawy
4 białka lekko ubite
1 twarda gruszka, obrana, bez gniazda nasiennego, pokrojona w kostkę
(ja użyłam kandyzowanej gruszki w kostkę)

110 g rodzynek

Rozgrzewam piekarnik do 190 stopni C (termoobieg 170 stopni C) i przygotowuję formę do muffinek wypełniając ją papilotkami. Następnie przesiewam sodę, imbir, cynamon i gałkę muszkatołową do dużej miski i mieszam z mąką orkiszową i płatkami owsianym. Po środku robię wgłębienie i dodaję przecier gruszkowy, jogurt i miód oraz pianę z białek i delikatnie mieszam żeby składniki połączyły się. Na koniec dodaję rodzynki i kostki gruszki. Ostatni raz mieszam i wypełniam ciastem formę.
Wstawiam ciasto do piekarnika i piekę prze ok. 25-30 minut, aż muffinki zbrązowieją na wierzchu. Można podawać na ciepło jak radzi Sophie z musem jabłkowym albo powidłami, ale wydaje mi się że bez niczego smakują też idealnie bo same w sobie są dość słodkie.
Smacznego!

Monday 16 January 2012

moje zimowe zachwyty i... na saneczki

tak było gdy już wracaliśmy do domu...
po długim zimowym spacerze pełnym śnieżnego szaleństwa!
niewiarygodne ile radości może sprawić dzieciom padający śnieg...


pięknie wyglądają ośnieżone brzozy i karminowe korale na gołych krzewach dzikich róż...

staw nieopodal naszego domu też odmieniony, śniegiem otulony...

zimne noski i różowe policzki to znak, że spacer się udał!
na razie mini bałwan, by za chwilę ulepić prawdziwego, dużego...

a gdzie się podziały wszystkie dzieci?
byliśmy jedynymi spacerującymi na palcu zabaw w pierwszy dzień ferii!

na koniec mój kolejny zimowy wiersz dla dzieci...
z okazji ukazania się 700 posta (właśnie tego dzisiejszego)!
napisany co prawda w jeden z minionych wieczorów,
kiedy akurat nie upiekłam orkiszowych muffinków!
bo upiekłam je dziś z okazji 700-ego :)

Na saneczki

Szkoda czasu na smuteczki
lepiej chodźmy na saneczki!
Z niebios szczodrze sypie puchem
chyba święci drą poduchę.
Pada, sypie tak od rana
będzie z tego pyszna sanna.
Zawiń dobrze nogawice,
włóż na rączki rękawice,
owiń szyję, otul głowę
i na sanki bądź gotowy!
Weź po drodze koleżanki,
niech zabiorą z sobą sanki.
Pora obrać jest kierunek
na najwyższą śniegu górę.
Kiedy staniesz już na szczycie
sprawdź no wszystko należycie:
sanki, ręka, noga, głowa
i do zjazdu bądź gotowa!
Czy na śledzia, czy klasycznie
zjeżdżaj śmiało, energicznie.
Mknij w dół górki na pazurki
i prześcignij przyjaciółki.
Gdy na sankach pędzisz z góry
dzień nie może być ponury.
Więc gdy tylko masz smuteczki
pędź czym prędzej na saneczki!

Nina Eniri, styczeń 2012

Sunday 15 January 2012

styczniowe nastroje i... wiersz

niepostrzeżenie minęły dwa pierwsze tygodnie stycznia spędzone głównie na zaklinaniu i wyczekiwaniu... wszyscy z utęsknieniem wypatrywali, kiedy wreszcie zacznie prószyć śnieg i zacznie się prawdziwa zima. każdy spadający z nieba biały okruch budził w dzieciach niezwykłe emocje i wreszcie ich tęsknoty i prośby zostały wysłuchane. kiedy w sobotni poranek wyjrzeli przez okno dookoła panowała niezmącona niczym cisza i wszechobecna biel. chłopcy nie mogli uwierzyć własnym oczom. wnet w ruch poszły aparaty, żaluzje we wszystkich oknach zostały podniesione i z przyjemnością oddawaliśmy się obserwacji leniwie wirujących płatków śniegu. ach co za widok i jaka błogość. radości nie było końca i ta euforia trwa do dziś!

w międzyczasie napisałam trzy nowe wiersze dla dzieci (jeden z nich poniżej) i bajkę, skończyłam czytać niezwykle wciągającą serię książek Sarah Waters (Złodziejka, Niebanalna więź, Ktoś we mnie - wszystkie równie wyśmienite i takie dickensowskie w sam raz na chłodne zimowe wieczory), przemeblowałam salon i postanowiłam zajrzeć do mojego blogowego świata.

Ślizgawka

Zimową porą na skraju miasta,
tam gdzie sitowiem staw porastał
mroźnym oddechem ktoś taflę tknął
i grubym lodem skuł ją.
I wnet sadzawkę zmienił w ślizgawkę!
Gdy rano dzieci nad staw zajrzały
na widok ślizgawki aż zapiszczały
i zamiast pędem biec do szkoły
zaczęły ćwiczyć ślizg wesoły.
Skręty, jaskółki i piruety,
podskoki, śruby i triplety.
Po chwili jazdy cała ślizgawka
błyszczała niczym lustra tafla.
Gdy echo dzwonka cicho zabrzmiało
nad stawem wszystko opustoszało.
Do szkoły pora, a z wieczora
łyżwiarską brać znów księżyc zwoła.
Odziawszy stopy w ostrza stalowe
będą rysować wzory lodowe:
esy floresy i zawijasy,
póki nie ujdą sił zapasy.
W księżyca blasku na skraju miasta,
tam gdzie sitowiem staw porastał
na kryształowej tafli lodu
nie czując mrozu ani chłodu
suną dziewczyny i chłopaki
tnąc ostrzem łyżew gładź ślizgawki.

Nina Eniri, styczeń 2012

Sunday 1 January 2012

alfabet na cały rok

wieczorna samochodowa przejażdżka rozświetlonymi ulicami Warszawy zakończona w okolicach Placu Zbawiciela. potem poszliśmy już pieszo... Mokotowska, Piękna, Pl. Konstytucji zaglądając do okien i podziwiając migające w domach i na wystawach choinki. zmęczeni spacerem chłopcy padli na długo przed północą nie doczekawszy się pokazów fajerwerków. zanim jednak poszli spać każdy zapalił sobie zimne ognie zostawiając nas w mocno zadymionej atmosferze... potem niepostrzeżenie wybiła północ, zagłuszona hukiem petard i pokazem sztucznych ogni gdzieś wysoko nad dachami miasta i nastał Nowy Rok!
rano jak zwykle obudziłam się z ponoworocznym mętlikiem i zupełnie nieprzygotowana rozpoczęłam pierwszy dzień nowego roku z nieopisaną pustką w głowie (nie wiem dlaczego zawsze tak mam każdego 1 stycznia). nie chcę nic prognozować, wyrokować ani niczego się spodziewać, niech się po prostu samoczynnie rozkręca. i tak sobie myślę, że to chyba jednak ostatnia lektura Alefa P.Coelho podziałała na mnie z odwrotnym skutkiem.
dobrze, że ktoś bliski zadbał o mój stan emocjonalny i przysłał mi takie oto życzenia (I., dziękuję jeszcze raz!):

ALFABET DLA WAS NA CAŁY KOLEJNY ROK

A...akceptacji siebie
B...bycia tu i teraz
C...czasu wolnego
D...dobrego życia
E....ekskluzywnych wakacji
F....finansowego dobrobytu
G...gwiaździstego nieba
H...świetnego humoru

I....idealnych decyzji
J...jasności umysłu
K...kolorowych chwil
L...lotów wysokich
M...miłosnych uniesień
N...nieprzemijającej urody
O...oddechu od codzienności
P...pewności siebie
R...romantycznych wieczorów
S...szalonych nocy i udanego seksu
T...tylko spełnionych marzeń
U...uroku osobistego
W...wiary w powodzenie
Z...zrozumienia i zdrowia

a zdjęcia jeszcze ze starego roku...
z wizyty u ukochanej Babci.
i bombki, które pamiętają dawne czasy, gdy byłam małą dziewczynką.