na pożegnanie lutego, zimy, mrozów....
Monday 28 February 2011
w stronę słońca / toward the sun
wszystko rośnie i ciągnie się w stronę słońca
nie tylko kwiaty na moim oknie
przede wszystkim dzieci!
w sobotę widziałam się u mamy z siostrą i małą Mają. pamiętam jak jeszcze niedawno, może z miesiąc temu, mała kuzyneczka rozpłakała się na mój widok. jak bezradnie przewracała się na bok, gdy próbowałam posadzić ją i zrobić zdjęcie. tym razem zaskoczyła mnie dojrzałym, ciekawskim spojrzeniem, niewiarygodnie sprężystymi skokami na kolanach mamy, świadomym uśmiechem i wcale nie odruchowym a bardzo świadomym gestem na słowo papa. taki krótki czas a tyle zmian. jak te dzieci rosną!
nie tylko kwiaty na moim oknie
przede wszystkim dzieci!
w sobotę widziałam się u mamy z siostrą i małą Mają. pamiętam jak jeszcze niedawno, może z miesiąc temu, mała kuzyneczka rozpłakała się na mój widok. jak bezradnie przewracała się na bok, gdy próbowałam posadzić ją i zrobić zdjęcie. tym razem zaskoczyła mnie dojrzałym, ciekawskim spojrzeniem, niewiarygodnie sprężystymi skokami na kolanach mamy, świadomym uśmiechem i wcale nie odruchowym a bardzo świadomym gestem na słowo papa. taki krótki czas a tyle zmian. jak te dzieci rosną!
u nas też postępy.
już nie muszę w nocy wstawać, gdy Jaromir chce do łazienki.
dziś rano zaskoczył mnie swoją odwagą i samodzielnością. sama nie wiem kiedy, w nocy wstał i poszedł po ciemku (choć ponoć boi się ciemności!) załatwić się do toalety bez mojej asysty. potem wrócił do łóżeczka i przykrył się kołderką.
gdy rano weszłam do łazienki czekał na mnie pełny nocniczek, a w pokoju słodko spał mały chłopiec przykryty kołderką.
a jednak jest już samodzielny, sama nie zauważyłam kiedy to się stało.
cieszę się, że mogę osobiście uczestniczyć w tym dorastaniu i z bliska przyglądać się jak szybko moje dzieci przechodzą na kolejny stopień rozwoju. jakie to cenne doznania, wie tylko ten kto ma dzieci.
Sunday 27 February 2011
mamo zrób naleśniki! / mum let's have pancakes!
Mamo zrób naleśniki! - to najczęściej ostatnio powtarzająca się prośba moich dzieci. mogliby je jeść na okrągło... z serem, z miodem, z cukrem pudrem i jabłkami, z powidłami, z dżemem z rokitnika... podane najlepiej na baśniowo dekorowanej ludowej zastawie jak w pewnej bajce o małej dziewczynce i trzech niedźwiadkach, które jadły z drewnianych miseczek drewnianymi łyżeczkami. ot taki dziecięcy kaprys!
Friday 25 February 2011
La donna è mobile :)
La donna è mobile
Qual piuma al vento (...)
czyli, że ponoć kobieta zmienną jest, niczym piórko na wietrze... :)
mała, wielka zmiana....
na urodziny!
na nadchodzącą wiosnę!
na poprawienie nastroju!
odcień ciemny orzech...
a może bardziej ciemna dobrze palona Arabica
nie ważne...
ważne, że inaczej!
i reakcja najmłodszego dziecka zaraz po powrocie do domu od fryzjera:
ja: i jak wyglądam?
Jaromir: masz brudne włosy! po chwili zastanowienia, podoba mi się!
kilka dni później podczas mycia włosów:
Jaromir: Mama masz ośmiornicę na głowie!
Qual piuma al vento (...)
czyli, że ponoć kobieta zmienną jest, niczym piórko na wietrze... :)
mała, wielka zmiana....
na urodziny!
na nadchodzącą wiosnę!
na poprawienie nastroju!
odcień ciemny orzech...
a może bardziej ciemna dobrze palona Arabica
nie ważne...
ważne, że inaczej!
i reakcja najmłodszego dziecka zaraz po powrocie do domu od fryzjera:
ja: i jak wyglądam?
Jaromir: masz brudne włosy! po chwili zastanowienia, podoba mi się!
kilka dni później podczas mycia włosów:
Jaromir: Mama masz ośmiornicę na głowie!
Thursday 24 February 2011
ta mała dziewczynka z młodą kobietą na zdjęciu po lewej...
to ja i moja mama...
całe lata świetlne temu!
to serce po prawej to tegoroczny prezent urodzinowy dla mnie od Bartosza!
ten trochę zaległy post (9 dni spóźnienia z braku dostępu do komputera w dniu moich kolejnych urodzin) ważny z wielu względów!
to ja i moja mama...
całe lata świetlne temu!
to serce po prawej to tegoroczny prezent urodzinowy dla mnie od Bartosza!
ten trochę zaległy post (9 dni spóźnienia z braku dostępu do komputera w dniu moich kolejnych urodzin) ważny z wielu względów!
Z tamtych lat najmilej wspominam słodki zapach pieczonego nocną porą przez moją mamę ciasta. Pamiętam, że kiedy leżałam już w łóżku do moich nozdrzy powoli i niepostrzeżenie wkradał się przyjemny aromat wanilii i olejku pomarańczowego. W kuchni mama piekła biszkopt na mój tort urodzinowy. Nie było nic przyjemniejszego na świecie, jak zasypianie otuloną w te słodkie zapachy. Uwielbiałam to… bardzo!
fragment wspomnień z książki CZERWONE KALOSZE
tym razem po raz pierwszy ciasto urodzinowe pieczone było nie przez moją mamę, ale mojego najstarszego syna, z moją pomocą oczywiście. wyszło bardzo czekoladowe i bardzo urodzinowe. dekoracja też taka jak za dawnych lat.
Urodzinowy tort czekoladowy... jak za dawnych lat
Składniki na ciasto:
30 dag gorzkiej czekolady
25 dag masła
25 dag brązowego cukru
2 łyżki miodu
4 jajka
25 dag mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 opakowanie gotowej polewy czekoladowej
Na krem:
10 dag gorzkiej czekolady
125 ml śmietany 30%
2 dag brązowego cukru
Do dekoracji:
garść suszonej żurawiny i 75ml śmietany 30%
Przygotowujemy ciasto:
czekoladę łamiemy na kawałki i topimy w metalowym rondelku na parze. Dodajemy masło, cukier i miód. Rozpuszczamy mieszając (tym właśnie zajmował się Bruno!) Po ostudzeniu do masy wbijamy jajka. Dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i mieszamy do uzyskania gładkiej masy. Przekładamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsjusza przez 1h i 15 minut.
Przygotowujemy krem:
śmietankę zagotowujemy, dodajemy cukier i połamaną czekoladę. Podgrzewamy, mieszając aż wszystkie składniki się rozpuszczą. Odstawiamy do ostudzenia i zgęstnienia (najlepiej do lodówki).
Zimne ciasto przekrawamy na pół. Przekładamy czekoladowym kremem. Oblewamy ciasto stopioną polewą i dekorujemy ubitą śmietaną i żurawiną.
Smacznego!
czekoladę łamiemy na kawałki i topimy w metalowym rondelku na parze. Dodajemy masło, cukier i miód. Rozpuszczamy mieszając (tym właśnie zajmował się Bruno!) Po ostudzeniu do masy wbijamy jajka. Dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i mieszamy do uzyskania gładkiej masy. Przekładamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsjusza przez 1h i 15 minut.
Przygotowujemy krem:
śmietankę zagotowujemy, dodajemy cukier i połamaną czekoladę. Podgrzewamy, mieszając aż wszystkie składniki się rozpuszczą. Odstawiamy do ostudzenia i zgęstnienia (najlepiej do lodówki).
Zimne ciasto przekrawamy na pół. Przekładamy czekoladowym kremem. Oblewamy ciasto stopioną polewą i dekorujemy ubitą śmietaną i żurawiną.
Smacznego!
Wednesday 23 February 2011
mój szkicownik i nowa bajka/ my sketch book and new story
mój szkicownik powoli zapełnia się ilustracjami. ilustracjami do książki, która od dawna dojrzewała w mej głowie a teraz powoli strona po stronie staje się coraz bardziej realna. Tytuł roboczy: CZERWONE KALOSZE, czyli rymowanki i bajeczki nie tylko dla mojej trójeczki.
ten obrazek do bajki O zniknięciu maltańczyka i kryjówce na dębie...
A tak się ta bajka zaczyna:
Pewnego słonecznego popołudnia mała E. została na gospodarstwie tylko z Dziadkiem, który jak zwykle siedział w swoim tajemnym pokoju na strychu zupełnie nieświadomy tego, co się działo pod pokładem, czyli poniżej strychu. Siedział tam od samego rana zajęty przerabianiem jakiegoś radioodbiornika i patrzeniem przez okno. Dziadek Benjamin potrafił tak spędzać całe godziny, a nawet dnie, gdy był czymś bardzo zajęty. Babcia Nina miała wtedy wszystkie sprawy na swojej głowie. Biedna Babcia Nina – myślała mała E. – muszę jej jakoś pomóc...
Tuesday 22 February 2011
z czy bez? / with or without?
11 dni temu byłam tu po raz ostatni. przez ten czas zdałam sobie sprawę, że mogę się obejść bez komputera, blogowania, buszowania w sieci. jest tyle innych ciekawych zajęć, którym mogłam się oddawać w wolnych chwilach. wreszcie skończyłam czytać Moje życie we Francji J. Child, napisałam kolejną bajkę dla moich dzieci, zrobiłam dwa piękne wahadła szczęścia (albo jak kto woli mobile) dla siebie i dla siostry, narysowałam mapę do naszej książki, upiekłam dla siebie tort urodzinowy taki jak kiedyś piekła dla mnie mama, przejrzałam ulubione stare zdjęcia, zmieniłam kolor włosów na ciemny brąz... i zupełnie zapomniałam, że 9 lutego minęły dwa lata jak zaczęłam pisać tego bloga.
i wtedy dopadły mnie wątpliwości... czy pisać dalej, czy dać sobie już z tym czasochłonnym hobby spokój, czy to ma jakiś sens? a potem przypadkiem kursor myszy zatrzymał się na dole strony, na liście moich wiernych czytelników i obserwatorów czyli Was... i dotarło do mnie, że dla tak szerokiego grona (72!) nie mogę sobie pozwolić na taką nieuprzejmość.
więc kontynuuję zapis mych dni, mych przeżyć we śnie i na jawie... nie obiecuję, że regularnie, ale obiecuję, że jednak! bo chyba jednak z blogiem jakoś łatwiej mijają dni :)
więc kontynuuję zapis mych dni, mych przeżyć we śnie i na jawie... nie obiecuję, że regularnie, ale obiecuję, że jednak! bo chyba jednak z blogiem jakoś łatwiej mijają dni :)
Friday 11 February 2011
do zobaczenia z 7 dni / see you in 7 days
nie będzie mnie (nas) przez 7 dni... a raczej będę ale poza zasięgiem. tata ze średnim bratem i laptopem wyjeżdża w góry, my zostajemy... zdrowie nie dopisało. projekt fotograficzny w chwilowym zawieszeniu. w międzyczasie będziemy oddawać się malarstwu i filcowaniu. do zobaczenia za tydzień!
jeszcze z ostatniej chwili... dialog, który mnie dziś rozbroił doszczętnie:
Bartosz: mama jadłaś kiedyś pieczonego ducha?
ja: nie, nie przypominam sobie.
Bartosz: bo wiesz u nas w szkole w toalecie zrobiliśmy z Tymonem pułapkę na ducha... i on tam się w nocy złapie. i wtedy zaniesiemy go w poniedziałek do kucharek i one nam go upieką!
ja: ...i co będzie dalej?
Bartosz: jak to co? zjemy go! nie wiesz, że duchy są jadalne!
ja: a jaki mają smak?jeszcze z ostatniej chwili... dialog, który mnie dziś rozbroił doszczętnie:
Bartosz: mama jadłaś kiedyś pieczonego ducha?
ja: nie, nie przypominam sobie.
Bartosz: bo wiesz u nas w szkole w toalecie zrobiliśmy z Tymonem pułapkę na ducha... i on tam się w nocy złapie. i wtedy zaniesiemy go w poniedziałek do kucharek i one nam go upieką!
ja: ...i co będzie dalej?
Bartosz: jak to co? zjemy go! nie wiesz, że duchy są jadalne!
Bartosz: nie wiem? niech pomyślę! truskawkowo-cukrowo-pudrowy! ....chyba?!
tak więc drodzy czytelnicy, czy jedliście kiedyś pieczonego ducha? zastanówcie się zanim wrócę a potem mi opowiecie. :)
P-a-D Project: 11/28
Photo-a-Day Project: 11/28
Nie rób mi zdjęć!-powiedział Jaromir i zasłonił mi obiektyw dekielkiem, przedtem jeszcze w ułamkach sekundy zdążyłam pstryknąć dwa ostatnie ujęcia. Zdaje się, że to koniec mojego projektu. Dzieci mi się buntują. A jutro zostanę bez laptopa, bo M. wyjeżdża na ferie połączone z warsztatami i zabiera mi jednego modela i komputer.
Nie rób mi zdjęć!-powiedział Jaromir i zasłonił mi obiektyw dekielkiem, przedtem jeszcze w ułamkach sekundy zdążyłam pstryknąć dwa ostatnie ujęcia. Zdaje się, że to koniec mojego projektu. Dzieci mi się buntują. A jutro zostanę bez laptopa, bo M. wyjeżdża na ferie połączone z warsztatami i zabiera mi jednego modela i komputer.
Thursday 10 February 2011
P-a-D Project: 10/28
fotobajka / photo fairytale
nasz misio był chory i bolał go brzuszek!
okropnie wprost cierpiał pluszowy maluszek.
ni książki, ni mleczko, nic nie pomagało,
bo w brzuszku misiaczka coś bardzo bolało!
okropnie wprost cierpiał pluszowy maluszek.
ni książki, ni mleczko, nic nie pomagało,
bo w brzuszku misiaczka coś bardzo bolało!
więc pyszną kaszkę mama ugotowała
miś kaszkę zjadł, ból przepadł,
a bajka o tym się sfotografowała!
miś kaszkę zjadł, ból przepadł,
a bajka o tym się sfotografowała!
takie kaszki, jak ta na zdjęciu nieraz w dzieciństwie uleczyły mój chory (czytaj: głodny) brzuszek. już sam widok manny nakrapianej konfiturą porzeczkową albo sokiem z malin miał widok uzdrawiający wszelkie dolegliwości. gdy Babcia Nina stawiała przede mną talerz z parującą kaszką, a potem go cierpliwie kropka za kropką dekorowała, zapominałam o wszelkich bolączkach. gdy ostatnia kropka została naniesiona na kaszę... zaczynała się zabawa w drugą stronę. teraz ja kropka po kropce zjadałam kaszę. gdy wszystkie kropki zostały zjedzone, a kasza jeszcze została, babcia na nowo zaczynała kropkować. potem do akcji znowu wkraczałam ja z moją małą łyżeczką i tak do ostatniej kropki... to jest łyżki kaszy. w międzyczasie ból brzucha, gdzieś się niepostrzeżenie rozpływał.
fotobajka o misiu, brzuszku i kaszy to część ilustracji na naszej książki. mamy przy tym sporo pracy ale i zabawy. przyjemnie jest najpierw ugotować, potem zaaranżować i sfotografować,a na koniec zjeść ze smakiem główny rekwizyt.
Wednesday 9 February 2011
P-a-D Project: 9/28
Photo-a-Day Project: 9/28
Przy okazji realizacji powyższego projektu zapoczątkowaliśmy z chłopcami nowy rodzaj zajęcia. Siedzenie w domu sprzyja bowiem rozwijaniu kreatywności i poszukiwaniu ciekawych sposobów spędzania czasu. Dlatego dziś zrobiliśmy krok do przodu w kierunku fotografii kreatywnej... wystylizowaliśmy Bruno na młodego biznesmena, który w piątkowy poranek postanowił zrobić przegląd prasy i zjeść jajko na miękko z kubkiem gorącego kakao w towarzystwie marcowego królika!
Tuesday 8 February 2011
P-a-D Project: 8/28
Photo-a-Day Project: 8/28
Pokonani przez małe, złośliwe wirusy siedzimy w domu. Dobrze, że jest projekt PDP. Chłopcy (Bruno i Bartosz) podchwycili temat, wyjęli swoje aparaty i całą trójką robimy zdjęcia. Fotografia wciąga ich coraz bardziej. Kątem oka obserwuję jak ustawiają rekwizyty, badają jakość światła, wreszcie naciskają spust migawki. A potem wspólnie zgrywamy zdjęcia na komputer i omawiamy, co wyszło dobrze, a co trzeba poprawić. Ze zdjęcia na zdjęcie są coraz lepsi. Domowe warsztaty fotograficzne dla dzieci. Dzielenie się pasją i doświadczeniem.
Monday 7 February 2011
P-a-D Project: 7/28
Photo-a-Day Project: 7/28
Zdjęcie trochę niewyraźne, zrobione przy słabym świetle w środku nocy. Dzień pełen wrażeń (filharmonia) i ciężko było zasnąć w swoim łóżeczku. Gdy w nocy przyszłam, żeby go przenieść do pokoju chłopców, zastałam taki oto rozczulający obrazek. Małe dziecko nierozłączne ze swoim pluszowym pieskiem - esencja czułości i delikatności. Takie momenty działają na mnie nadzwyczaj mocno... czuję się szczęśliwa a zarazem niespodziewanie ogarnia mnie strach o moje dzieci, o to że nie będę mogła być zawsze przy nich, by czuły się tak spokojnie i bezpiecznie jak teraz, gdy śpią. Kiedyś będziemy musieli się rozstać... i już teraz zaczynam tęsknić za nimi.
Sunday 6 February 2011
P-a-D Project: 6/28
Photo-a-Day Project: 6/28
Mały filharmonik warszawski! Prawie dwie godziny wspaniałej muzyki jazzowej, czyli jazzowy elementarz dla dzieci. Co to jest improwizacja, swing i blues, kim był Louis Armstrong? Stary niedźwiedź mocno śpi i Pszczółka Maja w jazzowych aranżacjach, słowem prawdziwa gratka dla małych miłośników jazzu. Można było klaskać w trakcie utworów i kołysać się w takt muzyki czyli swingować. A w przerwie zwiedzić wszystkie zakamarki filharmonii. Jaromir z zadowoleniem przyjął porcję muzyki, którą mu dziś zaserwowałam.
Saturday 5 February 2011
P-a-D Project: 5/28
Photo-a-Day Project: 5/28
wiosna za oknem, wiosna na oknie. poranek spędzony na dolce far niente i wąchaniu żonkili. zapach tych kwiatów kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem u babci. gdy tylko robiło się dość ciepło wyjeżdżaliśmy z miasta na daczę, by powitać zakwitającą wokoło wiosnę. dziś przy 8 stopniach ciepła na dworze jeszcze mocniej zatęskniłam za tą porą roku.
wiosna za oknem, wiosna na oknie. poranek spędzony na dolce far niente i wąchaniu żonkili. zapach tych kwiatów kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem u babci. gdy tylko robiło się dość ciepło wyjeżdżaliśmy z miasta na daczę, by powitać zakwitającą wokoło wiosnę. dziś przy 8 stopniach ciepła na dworze jeszcze mocniej zatęskniłam za tą porą roku.
Friday 4 February 2011
P-a-D Project: 4/28
Thursday 3 February 2011
P-a-D Project: 3/28
Wednesday 2 February 2011
P-a-D Project: 2/28
Photo-a-day Project: 2/28
czy to blady świt czy późny wieczór, prawie każdy dzień Bruno zaczyna się i kończy od muzyki. czy to chwilowe zauroczenie czy pasja na lata? coraz lepiej wychodzą my pokazane przeze mnie fragmenty Dla Elizy, palcówki w stylu Kurki trzy, Wlazł kotek na płotek i w końcu Sto lat. sądząc po radosnej minie Bruno to muzykowanie przynosi mu ukojenie i radość, a może kiedyś jeszcze coś więcej.
Tuesday 1 February 2011
Starting Photo-a-day Project: 1/28
tak jak zaplanowałam dziś rusza mój prywatny projekt jeden dzień - jedno zdjęcie, czyli Photo-a-day Project, o którym wspominałam tutaj. codziennie przez 28 dni lutego wykonam i zamieszczę na tym blogu jedno zdjęcie... zdjęcie dnia... zdjęcie moich dzieci, bo to one będą motywem przewodnim tego projektu. mam nadzieję, że uda mi się zrealizować to zamierzenie i nic nie zakłóci moich fotograficznych planów. a więc zaczynam!
Photo-a-day Project: 1/28
Na szczęście lub na nieszczęście Jaromir nie poszedł dziś do przedszkola. Lekki stan podgorączkowy, ale humory dopisują. Z rana po kaszce złożył zamówienie: Mamo, zrób mi kawkę. Kawkę Inkę! I tak zaopatrzony w butlę z pyszną kawką zasiadł przed telewizorem na porannym seansie bajkowym.
Photo-a-day Project: 1/28
Na szczęście lub na nieszczęście Jaromir nie poszedł dziś do przedszkola. Lekki stan podgorączkowy, ale humory dopisują. Z rana po kaszce złożył zamówienie: Mamo, zrób mi kawkę. Kawkę Inkę! I tak zaopatrzony w butlę z pyszną kawką zasiadł przed telewizorem na porannym seansie bajkowym.
Subscribe to:
Posts (Atom)