Tuesday 31 March 2009

dziecięcy świat

trochę się zaniedbałam w spisywaniu kroniki senno-jawnej, a to za przyczyną bardzo (dla kogoś być może) prozaiczną - upiększania dziecięcego mikroświata czyli malowania pokoju moich małych wilków morskich, nieustraszonych żeglarzy i spragnionych przygód piratów. klimat miał być morski. a więc cała naprzód, kurs na morza południowo-tropikalne. pod radośnie wydętymi zielono-niebieskimi żaglami trójmasztowca "Ahoj Przygodo", co wieczór trzech małych żeglarzy rusza w nieznane. ich statek unoszony delikatnie kołyszącymi do snu falami zabiera ich na spotkanie z przygodą. pod drodze czekają ich niebezpieczne szkwały i bałwany morskie, ale i miłe spotkania z krabami, delfinami i innymi mieszkańcami morskich głębin. na wszelki wypadek ich żaglowiec wyposażony jest we wszystko, co niezbędne w czasie podróży dookoła świata: wygodne koje w kubryku, kambuz wypełniony smakołykami, a pod pokładem kufry pełne błyskotek dla tubylców. nad wszystkim czuwa Bosman Jaromir. wszyscy gotowi? a więc kurs na południe!!!



Bosman Jaromir przymierza się do połowu, szykuje sieci i inne niezbędne sprzęty



Kubryk wyposażony w koje o różnych rozmiarach





Błyskotki dla tubylców i mała kolekcja egzotycznych rybek



Piętrowe koje dla starszej załogi




Najstarszy wilk morski, Kapitan Bruno i jego wierny pies



Thursday 26 March 2009

senności


siądź obok mnie, o nic nie pytaj, wsłuchaj się w noc...
wystarczy byśmy byli
ze sobą w każdej chwili
bądź moim cieniem, ja będę twoim
siądź obok mnie, nic nie mów, wsłuchaj się w bicie serc...
wystraczy byśmy śnili
o sobie całą noc
bądź moim snem, ja będę twoim

strych z antykami

...niespodziewanie powóz zatrzymał się przed starą opuszczoną kamiennicą. czy nie ma lepszego miejsca w tym mieście? dlaczego właśnie tu miałabym zamieszkać? podwórko w zamkiętej studni kwadratu obskurnych ścian. ciemność, smutek, cisza. tylko tak mogę opisać to miejsce. niepewnie wchodzę do klatki schodowej, a właściwie jej pozostałości. przede mną pociemniały od starości, drewniany szkielet schodów i poręczy. nie wiem jak po tym wyszczerbionym wraku klatki schodowej mam wejść na piętro. jak pająk chwytam się pozostałości poręczy i powoli pnę się do góry. wszystko dookoła złowieszczo skrzypi, ostrzegając przed niechybnym zawaleniem się wiotkiej konstrukcji. nagle zza lekko uchylonych drzwi na półpiętrze nieśmiało i ostrożnie wychyla się siwa, roczochrana głowa w drucianych lenonkach - czyżby moja jedyna sąsiadka? ktoś jednak tu mieszka, a przecież mówiono mi, że wszyscy się wyprowadzili. pnę się dalej, gdy tylko głowa chowa się w ciemności mieszkania-widma. i wreszcie jestem na ostatnim piętrze. tu jest moje odziedziczone królestwo, moje lokum na najbliższy czas. ostrożnie przekręcam klucz w ozdobnym zamku, którego czasy świetności już dawno minęły. naciskam klamkę, lecz drzwi nie chcą ustąpić, coś w środku je blokuje. chyba spędzę noc na wiszących schodach. napieram mocniej i słyszę grzmot upadającego ciężaru. otwieram drzwi możliwie jak najszerzej, ale udaje mi się wetknąć tylko głowę w powstałą szparę. wyciągam się jak struna i wciskam do środka. jest doś ponuro i ciemno. po chwili jednak moje oczy przyzwyczajają się do panującego mroku. dlaczego nie ma okien - zastanawiam się głośno. powoli z mroku wyłaniają sie kształty. jest ich tu pełno stoją ciasno poustawiane, jedne przy drugich, jedne na drugich. duże, stare, misternie rzeźbione, piękne. jest ich więcej niż pozwala na to powierzchnia mieszkania. zasłaniają okna, ściany, podłogę i nawet częściowo sufit. wchodzę na kolejne półki ale nie skalne, chwytam się grani, niepewnie balansuję na przepaścią kolejnych rantów. gdzie ja jestem??? oczy przyzwyczaiły się już do bladego światła wciskającego się każdą możliwą szczeliną pomiędzy meblami. dopiero teraz zdaję sobie sprawę, co odziedziczyłam - strych z antykami, solidnej roboty, unikatowymi, pięknymi meblami. zapomnianymi przez wszystkich, gromadzonymi wiekami przez kolejne pokolenia mojej rodziny, cudem ocalałymi w czasie wojen, przeprowadzek i innych wydarzeń. siadam w misternie zdobionym fotelu górującym dumnie nad innym antykami jak niczym na tronie i podziwiam swoje znalezisko, swoje dziedzictwo. chłonę zapach starych mebli, wyczuwam historie rodzinne kryjące się w zakamarkach szuflad, w otchłani niemych zwierciadeł w wielkich trzydrzwiowych szafach, w zgrzycie sprężyn metalowego łoża małżeńskiego moich dziadków, słyszę szepty moich przodków ukryte w pluszu tapicerowanych siedzisk foteli i pod abażurami stojących w kącie lamp. są niemymi świadkami rodzinnych sag, narodzin, urodzin, odwiedzin, chrzcin, wesel i pogrzebów, śmiechu i szlochów, gromkich wiwatów i cichych modlitw, okruchów codzienności mojej rodzin stąd aż do wieczności...
nagle skądś z zewnątrz, z bardzo daleka dobiega mnie dźwięk przyjemnej muzyki. otwieram oczy. dźwięki muzyki dobiegają do mnie coraz wyraźniej - to radio, spiker właśnie zapowiedział kolejny utwór jakiegoś mniej znanego klasyka. a więc to był tylko sen. wybiła 6.30 - powóz z woźnicą zniknął, zniknęły też konie i stara kamiennica, mieszkanie-widmo, antyki. leżę w łóżku a przez żaluzje nieśmiało zaglądają pierwsze promienie słońca... jest rok 2009 i jedyne, co pamiętam, że gdzieś wyjeżdżałam...

Tuesday 24 March 2009

lawendowo

ostatnio jestem w jakimś dziwnym stanie melancholijnie-sentymentalnym. oglądam stare filmy o łzawej konsystencji. słucham smętnej muzyki. weźmy chociażby wczorajszy wieczór. niechcący weszłam do pokoju "multimedialnego" (tak go sobie pieszczotliwie nazwaliśmy, gdyż zgromadzone tam są nasze ulubione CD, DVD, książki, albumy, zdjęcia oraz odpowiednie sprzęty ułatwiające odbieranie/odtwarzanie wyżej wymienionych nośników treści audio/video). no więc weszłam do tegoż pokoju, zwabiona niebieskim światłem ekranu i dźwiękami pięknej muzyki. i już zostałam, utknęłam na dobre, nie mogąc oderwać oczu i uszu. bo oto na moim ulubionym kanale (TVP Kultura) wyświetlano film Charles'a Dance'a pod tytułem Ladies in Lavender - czyli kobiety w kwiecie wieku (nie wiem dlaczego w polskiej wersji film ten ma tytuł Lawendowe wzgórze?). przepiękna, chwytająca za serce muzyka Nigela Hessa, wspaniała gra Judi Dench, malownicze scenerie Kornwalii i nostalgiczna historia miłości kobiety w kwiecie wieku do młodego, utalentowanego cudzoziemca-rozbitka, który nagle pojawia się w spokojnym i sielankowym życiu dwóch sióstr... nic więcej nie powiem! jeszcze raz posłucham muzyki!



PS. na miłość nigdy nie jest za późno!

wiosna Vivaldiego



o drugiej w nocy zbudził mnie śpiew ptaków. wcale mi się to nie śniło. wyraźnie słyszałam radosne trele... czyżby to znak, że wiosna już tuż tuż ?? rano zupełne zaskoczenie - za oknami wirują ogromne płatki, gdzie tam płatki - opłaty śniegu. jak się więc mają nocne śpiewy ptaków do porannego śniegu? nie umiem tego niestety wytłumaczyć, a moje dzieci i owszem: mamo, wiosna gotuje kaszę marcową! ...skowronek śpiewem woła wiosnę, żeby na pola przyszła już! ot takie proste wytłumaczenie mojego średniego skowronka.

idealny na dzisiaj zdaje się być Antonio, mam na myśli Vivaldiego oczywiście, tylko nie wiem czy wybrać z jego czterech pór roku wiosnę czy zimę? zdecydowanie wybieram wiosnę. i oto gdy z wieży mariackiej rozbrzmiewa hejnał, na klawiaturę komputera nieśmaiło pada pierwszy promień słońca, przyjemnie rozgrzewając moje palce. kończę więc to pisanie i idę nacieszyć się ulotnym słonecznym blaskiem, zanim pierwsza wiosena burza, czającą się za granatem kłebiastej chmury na zachodzie, zmyje ostatnie zimowe smutki z powierzchni ziemi.





Sunday 22 March 2009

baśniowo uwolnij miłość

Bring you free love by Cartonking


dawno żadna fotografia nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak ta autorstwa Konrada Bąka (pseudonim artystyczny z digart.pl cartonking). więcej zdjęć tego oryginalnego fotografa z Wrocławia można obejrzeć na stronie PhotoDesign. Zapraszam!

storczyk story








...fascynują bogactwem odmian, kształtów i kolorów. kwitną długo, barwnie i obficie, a niektóre jeszcze niezwykle pięknie pachną. kiedyś rosły w niedostępnych rejonach dziewiczych lasów tropikalnych Azji i Afryki i mogli je podziwiać tylko najwytrwalsi podróźnicy zapuszczający się wgłąb nieprzebytych ludzką stopą gęstwin. dzikie, niespotykane dotąd kwiaty rosnące na koronach drzew, to dla tubylców zwykłe pasożytnicze rośliny. dla nas jedno z cudów natury zachwycające swym zjawiskowym wyglądem. dziś można je hodować w domowym zaciszu, ciesząc oko ich barwnymi płatkami zakwitających nawet dwa razy w roku kwiatostanów. w moim domowym ogrodzie botanicznym właśnie zakwitły i zaczarowały domowników feerią swych barw. nie mogłam oprzeć się chęci uwiecznienia ich w kadrze aparatu! gdyż nastepne zakwitną za 5-6 miesięcy, czyli dopiero we wrześniu!
























Thursday 19 March 2009

my heart belongs to Daddy

...mmmmmmy heart belongs to Daddy... nucę sobie od rana, bo wszak dziś jest Dzień Ojca! Mój Tata marzył o słonecznej Grecji zawsze wtedy, gdy u nas padał śnieg i było zimno. mówił wówczas: o jakbym chciał pojechać do Grecji! marzenie niestety jeszcze się nie ziściło na jawie, ale... jak zabrać Tatę expresowo do Grecji w dniu jego święta? to proste - upiec mu słoneczną cytrynową tartę, jedno spojrzenie na cytrynowy krem i już oczami wyobraźni przenosisz się do nieskończonych gajów cytrynowo-pomarańczowych, gdzie w upalne przedpołudnie leżąc leniwie w hamaku, napijesz się soku ze świeżo-wyciśniętych cytrusów. puszysta beza - to chmury na słonecznym nieboskłonie nad Kos, Rodos albo Zakintos. złowate, chrupiące kruche ciasto na spodzie tarty to nic innego jak tylko piaszczysta plaża u wybrzeża wysp... czyż nie przeniosłeś się do Grecji Tato?!




przepis na słoneczną tartę cytrynową pod bezowo-puchową chmurką wyszperałam na blogu Liski. polecam jest iście subtelnie pyszna!!!

PS. sesja zdjęciowa okupiona sporym poświęceniem, aby przed czasem nie pochłonąć rekwizytów

a la Lolita

dziś mam coś bardzo kobiecego, pastelowego, słodkiego, zwiewnego... coś, co przypomina mi frywolną Lolitę Vladimira Nabokova, puszystą watę cukrową, powiew lata i smak romantycznej przygody wakacyjnej... na przekór ciągle padającym płatkom śniegu za oknem, trochę mody dla osłody!!!






I tak w kolekcji Simple wiosna/lato 2009 dominują przede wszystkim pudrowe pastelowe kolory: rozbielone róże, ciepłe piaskowe beże, jasna lawenda, pastelowy turkus okraszony słodkimi koro nkami w kolorze ecru, falbankami i żabotami – przypominają smak lodów jagodowych lub budyniu malinowego z sosem waniliowym. Bo taka właśnie jest kolekcja: super słodka, kobieca, jak za- wsze seksowna ale i nowoczesna.
Wiosenne płaszcze w pastelowych „połyskujących” kolorach lub bawełniane o prostym kroju ozdobione żabotem to „obowiązek” sezonu wiosennego. Główną bohaterka kolekcji (obok koloru) jest jednak sukienka. Mała, krótka, drapowana, czasem asymetryczna ozdobiona megakokardą wiązaną na ramieniu lub z tyłu. Sukienki z koronkową halką, z baskinką lub sukienki bombki to modele z „reklamy” przeznaczone oczywiście na specjalne okazje. Jednocześnie jest jednak bardzo szeroka oferta sukienek „miejskich”, bardziej stonowanych ale jak zawsze zmysłowych (czytaj więcej).

anioł przy moim stole

...przepięknie opowiedziana, a właściwie sfilmowana przez późniejszą autorkę "Fortepianu" Jane Campion, historia dzieciństwa, dorastania i rozkwitania nowozelandzkiej pisarki Janet Frame. Historia niezwykłej dziewczynki, nastolatki i kobiety, opowiedziana w trzech aktach. Osoby nadwrażliwej, dręczonej poczuciem własnej nieatrakcyjności i niemożnością porozumienia się z innymi ludźmi, a zarazem obdarzonej talentem artystycznym... wzruszający, ciepły, chwilami dramatyczny film, którzy urzekł mnie bez reszty i zaczarował na kilka wieczorów...chyba dziś pod osłoną nocy, znów zaproszę się do świata Janet Frame...



Tuesday 17 March 2009

czymże jest miłość

Gdy kochamy, nie musimy rozumieć tego, co dzieje się wokół, bo wszystko dzieje się w nas.
P. Coelho Alchemik

Miłość nie kryje się w drugiej osobie, jest w nas - to my ją budzimy, lecz potrzebujemy do tego drugiej osoby.
P. Coelho Jedenaście minut



Każda miłość jest pierwsza. Nieważne, czy rzeczywiście jest pierwsza, druga czy dziesiata, zawsze stawia nas w obliczu nieznanego.
P. Coelho Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam...


Kto kocha, musi umieć się zagubić i odnaleźć.
P. Coelho Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam...


Odzyskane rzeczy i uczucia mają smak najsłodszego miodu.
P. Coelho Zahir


Traci czas ten, kto, kochając, oczekuje czegoś w zamian.
P. Coelho Demon i Panna Prym


Kiedy wszystko zostanie opowiedziane i powtórzone wiele razy, gdy poznane miejsca, przeżyte chwile i przebyte drogi staną się jedynie nikłym wspomnieniem, pozostanie najczystsza miłość.
P. Coelho Zahir


Miłość jest kluczem do zrozumienia wszystkich tajemnic.
P. Coelho Brida


Nie staraj się objaśniać uczuć. Żyj pełną piersią, a to, co czujesz, traktuj jak dar od Boga.
P. Coelho Brida


Miłość to patrzenie na te same góry z różnych stron.
P. Coelho Walkirie


spisuję tu te słowa, wyszperane w mądrych księgach, dla siebie i ciebie, aby móc szybko tu powrócić, w każdej chwili, gdy tylko poczujemy, że ogarnia nas zwątpienie...

Monday 16 March 2009

cztery noce z...


cztery noce z Anną wg. Jerzego Skolimowskiego to przygnębiająca historia miłości nieodwzajemnionej, niezauważonej lecz pięknej i czystej. wczoraj na dobranoc obejrzałam ten film, po czym długo nie mogłam zasnąć i nadal nie mogę się otrząsnąć. z jednej strony szarzyzna, nędzność i mglistość otaczającej bohaterów rzeczywistości (choć nakręcona klimatycznie-minimalistycznie, rzec by morzna kameralnie, minimum dialogów), z drugiej strony niecodzienne przejawy wielkiego uczucia mężczyzny wobec nieświadomej niczego kobiety. warto obejrzeć ten film i zachować w pamięci, jako kolejne oblicze miłości.

...zastanawiam się dlaczego często jest tak, że jedno z dwojga kocha mocniej, głębiej, czulej tak jakby był dawcą... a drugi, jako biorca ze stoickim spokojem przyjmuje te oceany miłości, kaskady czułości, pocałunków i pieszczot, tak jakby mu się to należało... bo skoro ktoś go kocha to bezinteresownie oddaje mu wszystko, co ma. nie oczekując nic w zamian. ten drugi z kolei nie daje mu nic prócz swego istnienia, tchnienia, serca bijenia... a gdyby tak odwrócić role? miejsca?? wszystko mi jedno. wszak nie kocha się za coś, lecz pomimo wszystko!

Sunday 15 March 2009

pieczenie przy Chopinie



niedzielne pieczenie najlepiej mi wychodzi przy Chopinie. nie wiem jak to się dzieje ale właśnie etiudy Fryderyka mają ogromny wpływ na przyjemność i jakość mojego weekendowego pieczenia, ot tak, od niechcenia...








podczas gdy my z Bruno pracowaliśmy na idealną konsystencją ciasta kakaowo-jogurtowego


byli też tacy, co oddawali się niedzielnej muzycznej melancholii



ciasto się upiekło, a melomani
byli ciągle jeszcze w Chopina zasłuchani






choć na degustację stawili się wszyscy, co do jednego




ostatni kawałek dla cukiernika, czyli dla mnie



a za przepyszny przepis dziękujemy autorce blogu Moje Wypieki,
skąd pochodzi ten smakołyk
- trochę zmodyfikowany o warstwy konfitury wiśniowej,
tak skrzętnie przez nas przygotowany
i ofotografowany

marcowe koty

...marcowe koty,
mają w głowach...
psoty!






...a swoją drogą
zazdroszczę im
tej beztroskiej dachowej sielanki
w promieniach wiosennego słońca!