Thursday 31 December 2009

365 dni i nocy...

szczęśliwie, niespiesznie dobiega końca ostatni z 365 dni 2009 roku. dni miłych, niezwykłych, pamiętnych, radosnych ale i gorzkich (o tych jednak nie chcę pamiętać). w tym właśnie roku rozpoczęłam kilka pasjonujących tematów (spisywanie moich bajek e-wspominajek, założyłam tego bloga, bezgranicznie oddałam się fotografowaniu, które w miarę mijania dni przynosiły coraz większą radość i napełniały mnie pozytywną energią). wszystko to okazało się owocnym efektem moich długotrwałych poszukiwań siebie, swojego miejsca... zawdzięczam to także spotkaniu wielu niezwykłych i przychylnych mi osób, bez nich wiele rzeczy nie byłoby możliwe. świadomie lub nie swoim istnieniem wywarli niezwykle pozytywny wpływ na moje wewnetrzne Ja, za co im bardzo dziękuję. gdyby nie pewne spotkanie po latach nie byłoby tego bloga. wiele cudów zdarzyło się w przeciągu tych 365 dni. coś się skończyło, a coś zaczęło, ktoś odszedł, ale ktoś przybywa... w moim sercu buszuje euforia. po prostu się cieszę! z ogromną radością żegnam mijający rok i witam nowy. nie spędzę go na wystawnym balu, ani na plaży gdzieś na gorącej wyspie, to nie w moim stylu. będę w moim ulubionym miejscu na świecie - w domu! z kieliszkiem szampana w ręku i w ciepłym objęciu męża będę podziwiać kolorowy spektakl fajerwerków na nocnym niebie, gdzieś obok w pokoju smacznie będą spały trzy niewinne aniołki!


noworoczne postanowienia do spełnienia:
* pięlęgnować pozytywne uczucia
* zakończyć pisanie i ilustrowanie książki z bajkami i rozejrzeć się za wydawcą
* wyprawić się w podróż do Giverny albo Toskanii
* poważniej pomyśleć o fotografii
* zrealizować nowe filcowe pomysły w Czerwonych Kaloszach
*kontynuować bloga
* spotkanie "w realu" z fantastycznymi dziewczynami poznanymi na blogach

Tuesday 29 December 2009

zanim się osypie

nasza tegoroczna choinka oczarowała nas swoim zapachem, głębią zieleni, gęstwiną gałęzi i regularnym kształtem. była jak ta z pewnej piosenki o małej choince z dzieciństwa - bajeczna. dzieci nie mogły się nią nacieszyć. westchnieniom i podziwom nie było końca. postanowiliśmy uwiecznić ją, zanim się osypie, bo nie wiadomo czy w przyszłym roku trafi nam się tak samo urodziwa.


goście, goście

żegnajcie, senne, śnieżne, leniwe poranki. w domu goście. wszystko jak na wariackich papierach stanęło do góry nogami. wnuki i dziadkowie rządzą światem. nie jestem w stanie nad tym zapanować. ale to są uroki rodzinnych spotkań. śmiech, gwar, rwetes. nie przyzwyczajona jestem chyba do takich warunków. zmywarka chodzi non stop, kuchenka i piekarnik też. moja kuchnia zmieniła się w restaurację w sezonie szczytu. nie mam chwili aby usiąść i poczytać, czy przejrzeć ulubione blogi. ale za to dzieciaki i dziadkowie są szczęśliwi, jak w niebie. niech się sobą nacieszą do następnego spotkania. pędzę nastawić piekarnik... do zobaczenia nie wiem kiedy!


Saturday 26 December 2009

szopka na Bielanach

jeśli będziesz wędrowcze zimą na Bielanach koniecznie pójdź drogą, która zwie się Dewajtis. poprowadzi Cię ona przez Bielański las w kierunku rzeki Wisły. gdy drzewa się przerzedą z daleka ujrzysz po swej prawicy białą dzwonnicę klasztoru niegdyś kamedułów. za bramą wjazdową skręć w lewo. na małym wzniesienu, pod starymi platanami, otoczony eremami stoi dumnie biały klasztor. z wieży na przybyszy wygląda sam Pan Wołodyjowski. przy drewnianej szopce drepcze poczciwy Franciszek, osiołek klasztorny, a w żłóbku na sianku tuż obok małego Jezuska śpi czarne kocisko, grzejąc swym ciepłym futerkiem zmarznięte stópki Dzieciątka.






cuda się zdarzają

niedawno pewien znajomy powiedział mi abym uwierzyła, że cuda się zdarzają. trzeba tylko wierzyć. nie minęło i pięć dni a jego słowa się sprawdziły. to zdarzenie przepełniło mnie ogromną radością, że jednak niemożliwe bywa możliwe... z boską pomocą, z pomocą drugiego człowieka i gdy tylko odważymy się w coś uwierzyć, zaufać...
piszę o tym właśnie teraz, w czas narodzin maleństwa z Betlejem, bo też jest to dla mnie cud i jak i to, co wydarzyło się w moim życiu w te święta, coś dobrego i długo oczekiwanego...

...dokładnie 26 grudnia, dziewięć lat temu, w grudniowy śnieżny wieczór w starym pokamedulskim kościele na skraju Bielańskiego lasu dwoje młodych ludzi złożyło sobie pewną obietnicę... "będę Cię kochać i nie opuszczę póki śmierć nas nie rozłączy..." obietnica, której dochowanie wydaje się być łatwe, ale nie zawsze tak jest. ktoś bliski podarował im wtedy piękną książkę z taką oto dedykacją A. Bekannte - "nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tą miłość i przenieść ją przez całe życie." i miał rację miłość nie jest łatwą sztuką wymaga wiele cierpliwości, wybaczeń, wyrzeczeń, ale na koniec spotyka nas nagroda...


a ja wszystkim polecam niezwykłą lekturę, historię przewrotną o kobiecie i mężczyźnie, o zgubnej manipulacji uczuciami. Eric-Emmanuel Schmitt i jego "Tektonika uczuć".

Wednesday 23 December 2009

Wesołych Świąt / Merry Christmas

Wesołych Świąt bez zmartwień,
z barszczem, grzybami i karpiem!
takie cudowne życzenia
składa moje średnie dziecko w tym roku
i ja się do niego przyłączam dodając od siebie:
przecudnej i ciepłej rodzinnej wieczerzy w blasku choinkowych świec,
radosnego kolędowania w przytulnym, domowym zaciszu.
i dużo, dużo, dużo niezapomnianych wrażeń
z tego niepowtarzalnego,
jedynego w roku,
tak niezwykłego wieczoru.
Enchocolatte


Merry Christmas to everyone!
Joy, peace and happiness for this magic,
the one and only in the year evening!
Enchocolatte

Tuesday 22 December 2009

zimowi samotnicy

zimowi samotnicy z wyboru czy z przypadku? kiedyś gwarny, rozbrzmiewający śmiechem dzieci, szczekaniem psów i śpiewem szpaków park, dziś zanurzony jest w ciszy. było, minęło. opustoszałe alejki, przysypane śniegiem ławki, opuszczony plac zabaw. skulone gołębie na gałęziach drzew wyglądają jak olbrzymie zastygłe owoce, które ktoś zapomniał zebrać jesienią. chodzę po parku jak, co rano (od pewnego czasu moja poranna sesja dotleniająco-kontemplująca) i mam nieodparte wrażenie, że znowu coś się skończyło, że zamknęłam kolejny rozdział. moim zamkniętym rozdziałom zawsze towarzyszy cisza, pustka, osamotnienie. być może tak jest nie tylko u mnie? wczoraj, dobiegający końca roku kalendarz otworzył mi się na stronie z tekstem: "gdy nie możemy już się cofnąć, musimy znaleźć sposób, jak iść naprzód." P. Coelho, Alchemik. dobrze, że właśnie na tej stronie...












Monday 21 December 2009

fragile

wszystko jest takie kruche i delikatne... najbardziej jednak nasze życie i uczucia... i wcale nie jesteśmy silni, wszechmocni i niezniszczalni... tak łatwo można nas zranić... rozkruszyć nasze serca na drobne kawałeczki... tylko jak je potem pozbierać i na nowo złożyć w całość... już się nie da. rysy i pęknięcia zostaną na zawsze. ach jacy jesteśmy krusi i delikatni...









Friday 18 December 2009

pocztówki inaczej







renifery, gwiazdy i inne

nasze ulubione ozdoby na choinkę to te naturalne, drewniane, słomiane, ręcznie wyplatane lub malowane. w tym roku będą więc na choince renifery, słomiane aniołki, gwiazdy z brzozowej kory. nie zabraknie jemioły i płomienno-czerwonych jagód berberysu. żadnych plastików, celofanów i innych substytutów. świeta kojarzą mi się z naturą i prostotą i takie mają być też ozdoby i dodatki!







Thursday 17 December 2009

let it snow, let it snow...

najmłodszy zafundował mi dzisiaj w nocy pobudkę o 2.04. najwyraźniej dziecko wyspało się i chciało się bawić. zabrało swoje misie i ulubioną przytulankę pieska husky i pomaszerowało do mojego łóżka. na wpół przytomna towarzyszyłam nocnym zabawom mojego synka do 4.23 na ranem, wtedy w końcu padł. gdy odnosiłam go do jego łóżeczka, słodko śpiącego w objęciach przytulanek, wyjrzałam przez zasłonięte żaluzjami okno sypialni i moim oczom ukazał się przepiękny widok. cisza a dookoła śnieg, biało jak sennym okiem sięgnąć. przyjemnie było wrócić do ciepłej pościeli jeszcze na te dwie godzinki snu, gdy w perspektywie majaczył prawdziwie zimowy poranek.


zrezygnowaliśmy dziś z jazdy samochodem do szkoły. zresztą kto by w taką zimę dał się namówić na samochód. chłopcom w głowie tylko śniegowce, sanki, śnieżki... ubrani cieplutko na cebulkę wyruszyliśmy z Bruno do szkoły poprzez jeszcze nieodgarnięte śnieżne zaspy w cichym tańcu wirujących płatków. Bartosz pojechał do przedszkola sankami. nareszcie zaczęła się prawdziwa zima!

na pobliskim stawie mróz z lekka skuł taflę wody i kaczki urządzały sobie poranne ślizgi po lodzie pokrytym warstwą wody. zabawnie ślizgały się na brzuszkach, niezdarnie odpychając się łapkami od lodu. parkowe alejki pokryły się jodełkami ptasich śladów. psy radośnie szalały w zaspach śniegu niechętne do powrotu do domu, szukając tajemniczych tropów. dookoła dało się wyczuć radość z długo oczekiwanego śniegu. i tylko senne pluszaki Jaromira smutno spoglądały przez okno na te śnieżne zabawy, chyba się dzisiaj w nocy nie wyspały...

po powrocie do domu ogrzałam zziębnięte fotografowaniem bez rękawiczek ręce przyjemnie ciepłą miseczką mleka. oj dobrze jest wrócić do ciepłego domu i zasiąść do pisania, gdy na dworze -7 stopni mrozu. miłego dnia!