Sunday 28 February 2010

sonata księżycowa dla E. / moonlight sonata for E.

wieczorem, tuż po zachodzie słońca, wziął ją za rękę i zaprowadził opuszczonej o tej porze dnia kameralnej sali koncertowej, gdzie stało stare pianino. drżącymi dłońmi uchylił połyskujące w świetle przed chwilą zapalonych latarni wieko instrumentu, by po chwili zacząć grać piękną, smutną melodię. melodię, która na zawsze została w jej sercu... sonatę księżycową Beethovena.



c.d.n.

Friday 26 February 2010

przesiadka / transfer

kolejne wiosny zaklęcie,
chociaż to tylko zdjęcie!
marzy mi się przesiadka
z auta na jednośladka!



miłego weekendu!

Thursday 25 February 2010

nasz comfort day / our comfort day

choć za oknem słonecznie i ciepło, my siedzimy w domu, wygrzewamy się niczym marcowe koty na parapetach i czarujemy wiosnę w domu. dopadło nas wiosenne przeziębienie, nic nadzwyczajnego o tej porze roku. w planach był wypad do lasu w poszukiwaniu wiosny, zielonych pączków, itp. to taka nasza tradycja. ale z dziećmi nie ma co planować. na szczęście natura okazała się łaskawa i obdarzyła nasz dom zieloną niespodzianką - uschnięta gałązka dzikiej róży, urwana na jakimś zimowym spacerze, nieśmiało wypuściła zielone pędzelki nierozwiniętych jeszcze listków. a słońce za wszelką cenę próbowało się zakraść przez spuszczone żaluzje we wszystkie zakamarki domu. postanowiliśmy zrobić sobie "comfort day", czyli każdy robi to, co na co ma największa ochotę. chłopcy tradycyjnie wybrali budowanie z klocków, których całe pudło wysypali w multimedialnym* pokoju Taty. ja delektowałam się ciepłem promieni słonecznych i kanapką z ulubionym dżemem porzeczkowym, od zawsze kojarzącym mi się z pewną historią** z dzieciństwa. tak niespiesznie mijał nam poranek.







* multimedialnym, gdyż tata chłopców zainstalował tam wszystkie media audiowizualne plus bibliotekę.
** babcia Nina, posiadaczka tajemniczego ogrodu porośniętego m.in. mnóstwem krzewów owocowych, całe lato najpierw pielęgnowała, a potem zbierała dorodne porzeczki, aby ugotować z nich najlepsze na świecie konfitury. następnie wybarała największy istniejący na rynku słoik o gargantuicznej pojemności 3l i wlała tam bezcenną bo "hand made" konfiturę , aby następnie zawieźć ten zapas witamin swoim wnuczkom. długo jechała pociągiem, pokonała ponad 1500 km i gdy szczęśliwie dotarła do domu ukochanych wnuczek stało się nieszczęście. w chwili gdy babcia wyjęła olbrzymi słój z aksamitno-czarną zawartością i podawała go mamie, słoik wyślizgnął się z rąk mamy i trzaskiem rozbił się o podłogę. łzy polały się po policzkach babci i mamy. bezcenna zawartość słoja została utracona na zawsze. tej zimy dziewczynki nie jadły swojej ulubionej konfitury, musiały czekać do lata.

słoneczne kąpiele / sunbathing

leniwe kocie zaklęcie
na wiosny rychłe przyjęcie:
na dachu sobie leżałem
w promieniach słońca się grzałem!
futerko swe odświeżałem,
kąpieli słonecznych zażywałem!



Wednesday 24 February 2010

wiosenne zaklęcie / spring spell

to zdjęcie...
to moje wiosny zaklęcie!
♥ ♥ ♥
z mgły się wyłoni
by dotknąć dłońmi...
ogrzać promieniem,
obudzić swym tchnieniem.
welonem z kwiatów,
girlandą głosów ptaków,
okryje śpiącą ziemię,
rozpuści zimy brzemię.
♥♥♥
rozwieje smutki
wiatrem cichutkim,
miłością serca napełni...
i pączków tysiące
na każdej gałązce,
powiesi...
zakwitnie i zniknie!


Tuesday 23 February 2010

koniec zimy / end of winter

obudziło mnie dziś rano radosne ćwierkanie zza okna. gdy odsłoniłam żaluzje, ujrzałam małego szarego ptaszka wyśpiewującego odę radości do wschodzącego słońca i pomyślałam, że to widomy znak końca zimy. dlatego obiecałam sobie, że będą to już ostatnie zdjęcia z zimą w roli głównej. czas pomyśleć o jakimś magicznym zaklęciu przywołującym wiosnę! poniżej jeszcze zimowa Kępa Potocka i dzika łąka przy Rudzkiej, czyli stare, i zawsze piękne Bielany.













Monday 22 February 2010

o miłości / about love

Milość znika,
gdy zaczynamy ustalać zasady
według których ma się ona ujawnić.
P. Coelho


PS.
Druga donica z różową orchideą w rozkwicie!
Miłego tygodnia!
E.

Sunday 21 February 2010

moje życie beze mnie / my life without me

już jakiś czas temu obejrzałam film z listy "koniecznie zobacz", o którym chciałam dziś napisać. Moje życie beze mnie w reżyserii Isabel Coixet to kolejna po Życie ukryte w słowach historia o kruchości życia, a właściwie ten film to pochwała życia. co zrobić kiedy nasze dni są policzone? czy da się zatrzymać czas i w parę dni nadrobić stracone chwile, lata? czy można w przeciągu kilku dni ponownie zakochać się? dlaczego nie korzystamy w pełni z danego nam czasu, gdy mamy go tak wiele? a może gdybyśmy wiedzieli ile nam zostało, żylibyśmy pełniej, szczęśliwej?
jest taki fragment w filmie, kiedy Ann (w tej roli ponownie występuje Sarah Polley) siedząc w kawiarni spisuje listę rzeczy do załatwienia... zanim umrze. na wiele z nich nie trzeba czekać do ostatniego dnia... po to jesteśmy tu i teraz, żeby realizować swoje marzenia!



gorąco polecam ten film! miłej niedzieli!
E.

Saturday 20 February 2010

szara sobota / grey Saturday

szara sobota to taka sobota, w którą spotkałabym się z kimś tet a tet i porozmawiała, ale niestety wszyscy są zajęci, nieosiągalni lub zdalni. nie mam ochoty na sms-y, czaty, maile, telefony chcę żywej rozmowy z drugim człowiekiem. strach mnie oblatuje, gdy sobie pomyślę, że moje znajomości powoli zaczynają się ograniczać do kontaktów elektronicznych miast spontanicznych (fakt łatwiej i szybciej wysłać sms-a czy e-maila, ale brak w tym wszystkim żywej duszy). oto do czego doszło... cóż za osiągnięcie cywilizacji, nadchodzi era izolacji. izolacji na własne życzenie w imię postępu, pośpiechu i czego tam jeszcze. życzenia wysyłane sms-em zamiast na pocztówce czy listem jak kiedyś. co u ciebie słychać? w mailu... brzmi nader dziwacznie, gdyż w mailu nie słychać. pozornie utrzymujemy kontakty, nawet wiele kontaktów, ale w rzeczywistości kontaktów brak. ciężko się umówić i spotkać ot tak, po prostu bez przyczyny. nie ma czasu! wszyscy siedzą pozamykani we własnoręcznie stworzonych klatkach, z których nie potrafią się już wydostać (bo klucz się gdzieś zapodział), więc wysyłają na zewnątrz sms-y, e-maile i inne cuda aby zaspokoić głód kontaktów.
szara sobota dobiega końca. następna będzie kolorowa, tak postanowiłam i kropka!



Thursday 18 February 2010

gdy zakwitną orchidee / when orchids will blossom







oczekiwanie, gdy zakwitną orchidee to jedna z tych przyjemności, które radują me serce regularnie, co pół roku gdy zakwitają trzy donice. jedna po drugiej, abym jak najdłużej mogła cieszyć oko pięknem tych niesamowitych kwiatów. najpierw marmurkowa, potem różowa na koniec biała. u nas orchidee zaliczane są do elity kwiatowej, tam skąd pochodzą traktowane są jak zwykłe pasożyty nadrzewne. dla mnie na zawsze pozostaną ulubionymi, domowymi roślinami doniczkowymi. w zasadzie, z dwoma wyjątkami nazw, których nie pamiętam, innych nie posiadam. i tylko hodowanie parapetowych orchidei zastępuje mi chroniczny brak ogródka przy domu! wkrótce kolejna odsłona!
miłego weekendu!
E.

Park Kellera / Keller's Park



Monday 15 February 2010

w kwiecie wieku / in one's prime


minęło już 13.880 dni, 333.123 godzin, 19.987.398 minut i 1.199.243.894 sekund odkąd pojawiłam się na tym świecie. a dziś przekroczyłam niewidzialną granicę, by wkroczyć w czas zwany kwieciem wieku. i choć wiosna dawno już za mną, to ja właśnie dojrzałam do lata życia - najpiękniejszego okresu w życiu kobiety. jestem w rozkwicie i zamierzam długo cieszyć się tym stanem. dopóki nie dosięgnie mnie jesień życia, ale to dopiero za parę dekad. tymczasem kwitnę tęczą barw i zapachów, ciesząc się pełnią lata!

Saturday 6 February 2010

tydzień lenistwa / lazy week


przed nami tydzień prawdziwego, niczym nie skrępowanego, absolutnie wspaniałego, zimowego, beztroskiego lenistwa. nie, nie chodzi wcale o to, że postanowiliśmy zapaść w sen zimowy niczym niedźwiedzie, jakby sugerowały poniższe fotografie słodko śpiącego maluszka... po prostu pakujemy plecaki, kufry, walizki, zostawiamy zestresowaną stolicę, miejskie sprawy, codzienność i obowiązki samym sobie i wyjeżdżamy... w góry! każdy zabiera ze sobą coś praktycznego, coś ciepłego, coś miłego i coś ciekawego. w przypadku dzieci dwa pierwsze punkty odpadają. chłopcy zatroszczyli się o spakowanie czegoś miłego (przytulanki) i czegoś ciekawego (książeczki, kolorowanki, warcaby, narty, sanki). praktyczne i ciepłe x 5 to zadanie dla mamy!

jutro z rana zaraz po ciepłym śniadaniu w zaciszu opuszczanego domu wyruszamy na południe starym, utartym szlakiem. zanim zapadnie zmierzch pięciu zmęczonych podróżnych zapuka do drzwi domu pod górą by udać się na zasłużony odpoczynek... a potem będzie zażywać beztroskiego lenistwa przez siedem kolejnych dni!