Friday 31 July 2009

migawki

...w przelotnej chwili między jednym powrotem a następnym wyjazdem, w trakcie rozpakowywania i przepakowywania toreb i plecaków, mimolotem sprawdzając, co słychać na zaprzyjaźnionych blogach, nie mogłam oprzeć się pokusie... oto kilka migawek tego, co było i już minęło. ciąg dalszy po powrocie za dwa tygodnie. bywajcie!









...z dala od miastowego zgiełku, w zaciszu leśnej kniei, w szumie dojrzewających zbóż, wśród muzyki świerszczy... gdzieś między Grójcem a Górą Kalwarią - migawki z mazowieckiej wsi...

Thursday 9 July 2009

przerwa wakacyjno-rekreacyjna

chwilowa przerwa wakacyjno-rekreacyjno-regeneracyjna nastąpi od dziś do 17 sierpnia. choć ten czas zleci mi szybciej niż się spodziewam (jak to zwykle na wakacjach bywa), obiecuję przywieźć Wam zapach łąk, szum traw, śpiew ptaków i kolor kwiatów zaklęty w kadrach fotografii!



być może miniemy się gdzieś na szlaku, być może nie.
życzę udanych, słonecznych dni i do szybkiego zobaczenia!

Wednesday 8 July 2009

bluszcz, furtki i stare wille

...czyli zabieram Was na przechadzkę fotograficzną po Starym Żoliborzu w ciepłe lipcowe popołudnie!

















dziś zabrałam Was w moje ulubione a zarazem najciekawsze i najładniejsze miejsca Żoliborza Dziennikarskiego! spacerowaliśmy ulicami Mickiewicza, Potocką, Dygasińskiego, Sułkowskiego, Bohomolca, Kniazina, Promyka, Karpińskiego i Dziennikarską. przed nami kolejne zakątki i zabytki tej urokliwej dzielnicy w kolejnych odsłonach fotograficznych...

magiczne miejsce

spacerując malowniczymi uliczkami Starego Żoliborza, podziwiając stare, ponadgryzane zębem czasu fasady kamiennic i pięknych niegdyś willi, sama nie wiem kiedy i jak dotarłam do ulicy Mickiewicza. już z daleka moją uwagę zwrócił fioletowy szyld z pięknie wymalowanymi literami IMAGINE. z ciekawości przyspieszyłam kroku, aby czym prędzej rozwiać tajemnicę napisu. na rogu starej kamiennicy, w cieniu konarów rozłożystego drzewa czekała na mnie miła niepodzianka - magiczne miejsce. przed wejściem różowy krzew hortensji spoczywający wygodnie na białym krzesełku zachęcająco zapraszał do środka galerii pełnej dziwów. o tak dziwów w postaci pięknych, kolorowych tunik, sukni, spódnic, artystycznej biżuterii z filcu i ceramiki oraz innych dodatków. w niewielkim, tęczowo-romantycznym wnętrzu galerii oświetlonym lampo-kulą w kształcie olbrzymiego dmuchawca krzątała się urocza wróżka. z półek przyjaźnie uśmiechały się gałagankowe anioły, a na wieszakach nęciły kolorami piękne tkaniny duńskiej firmy Lysgaard stworzonej przez dwie pomysłowe siostry Henriettę i Camillę... gdy już przekroczyłam próg i zanurzyłam się w feerię barw, faktur i fasonów poczułam się jak w bajce. niespiesznie przeglądam suknie delektując się ich oryginalnością, gdyż nie było dwóch takich samych modeli. nie wiem ile czasu upłynęło zanim wyszłam z tego czarownego zakątka, ale wiem na pewno, że będę często tu wracać, jeśli nie na zakupy to choćby dla spędzenia miło czasu w magicznej atmosferze panującej w Galerii Imagine.





jeśli i Wy chciałybyście odwiedzić to magiczne miejsce zajrzyjcie koniecznie na bloga galerii lub wybierzcie się na spacer na Stary Żoliborz w okolice Placu Wilsona, gdzie na ul. Mickiewicza pod numerem 52 można stać się szczęśliwą posiadaczką niebanalnych strojów Lysgaard i biżuterii artystycznej. gorąco polecam i serdecznie zapraszam!!!

Tuesday 7 July 2009

w zaciszu drzew

w zaciszu drzew i szmerze traw, w przytulnym cieniu starego dębu odnajdziesz spokój i wytchnienie. możliwe, że i zapomnienie od ziemskich spraw... jest takie miejsce niedaleko mnie, gdzie czas na chwilę zatrzymał się. gdzie w nieruchomej tafli stawu przegląda się niebo, gdzie ważki mają swoją przystań wśród listowia lilii wodnych. leżę na miekkiej trawie, patrzę na drzewa, gdzieś nieopodal szumi miasto, lecz szczęśliwie mnie tam nie ma...





Friday 3 July 2009

zaślubiny

dzień długo się teraz nie kładzie do snu, czekając na wieczorne przyjemnie-chłodne ukojenie po powoli mijających znojnych godzinach. a ja wraz z nim. podziwiam błękit nieba i funduję sobie orzeźwiającą, późną siestę na tarasie. przypadkowo zostaję świadkiem wieczornych zaślubin dwóch kochanków Heliosa i Luny. ceremonię uświetnia swym słodkim śpiewem mały ptasi tenor nieśmiało przysiadłszy na nawpół uschniętym drzewie akacji nieopodal miejsca, gdzie siedzę. powoli opada kurtyna dnia zaciągnięta uroczyście przez Heliosa. samotna Luna będzie czuwać do rana nad moim błogim snem, opruszywszy mi poduszkę swym magicznym światłem. będę śnić sen nocy letniej... dobranoc!




miałam napisać to wczoraj, ale byłam na zaślubinach, dlatego wybaczcie mi małe spóźnienie...

Thursday 2 July 2009

życie jest piękne

wczoraj wieczorem siedząc z mężem na balkonie po ciężkim, upalnym dniu, delektując się długo oczekiwanym chłodem i kolacją na wolnym powietrzu usłyszałam przenikliwe wołanie: he..., he..., nie wiedziałam, kto to i skąd dochodzi głos. w pierwszej chwili pomyślałam, że to dzieci, ale nie. wychyliłam się przez okno okazało się, że parę pięter niżej ktoś rozpaczliwie wołał o pomoc: help! help! help! wybiegłam z mieszkania na schody, mijajac kolejne drzwi zatrzymałam się na I piętrze skąd dochodziło wołanie. zapukałam. drzwi były otwarte, nie czekając dłużej weszłam. powitał mnie straszny bałagan i książki piętrzące się rzędem wzdłuż korytarza, na końcu którego klęczał stary mężczyzna i ostatkiem tchu krzyczał help!!!
piękny, nowocześnie urządzony apartament, na białych kanapach, podłodze, stole, meblach leżały sterty papierów, książek, zdjęć, opakowań z lekarstwami i innych rzeczy. i wśród tego tłumu rzeczy samotny stary człowiek wołający o pomoc, niemogący wstać, zakleszczony we własnych kościach, które odmówiły posłuszeństwa w ten wszechogarniający upał. na ścianie, pod którą tak klęczał, nie wiem od jakiego czasu, wielki portret przystojnego mężczyzny obwieszony innymi mniejszymi fotografiami ludzi, medalami i karteczkami. wśród nich rzuciła mi się w oczy jedna: ŻYCIE JEST PIĘKNE!
z pomocą sąsiadów, którzy nadbiegli niedługo po mnie podnieśliśmy staruszka i posadziliśmy na krześle. poczym tak siędzącego niczym w lektyce przenieśliśmy do jego sypialni i położyliśmy do łożka. po chwili spał jak dziecko. chudziutki, pomarszczony, nawpół nagi, spocony i wycieńczony żnością... ale uśmiechnięty. wyszliśmy zostawiając go zanurzonego w błogim, spokojnym śnie i pod opieką książek i papierów...
a ja do dziś nie mogę się otrząsnąć. wciąż przed oczami mam starego człowieka, zagubionego wśród przedmiotów, samotnego wśród mieszkających obok ludzi, pieczołowicie hodującego nowalijki w malutkich pojemniczkach na balkonie i wierzącego w cudowność życia.
wybaczcie, że tak się rozpisałam, ale musiałam się z kimś podzielić...
a życie jest piękne...

Wednesday 1 July 2009

malinowy król

odwiedził mnie dziś rankiem...
mój Malinowy Król
uraczył mnie koszyczkiem...
słodziutkich, dzikich malin z pól
podał mi słodki owoc złożywszy garstki dwie
i zniknął tak znienacka szepnąwszy...
zjedz sobie je









Malinowego Króla znalazłam potem tutaj