Sunday, 8 March 2009

spotkanie

zobaczyła jak szedł... od razu go poznała, choć był po drugiej stronie ulicy; ten sam chód (jedyny wśród miliona innych chodów), te same gesty, ta sama sylwetka. szedł jakby się dopiero, co wczoraj rozstali, jakby nic się nie zdarzyło, jakby nie minęło tych setki milionów sekund, tysiące dni, naście lat…
ten sam uśmiech, spojrzenie. to on. pomachał do niej ręką i już nie musiał mówić, gdzie jest, bo ona już go zobaczyła. telefony rozłączyły się, a oni mieli się za chwilę połączyć. tylko czekała, kiedy przekroczą ostatnią przeszkodę – czteropasmową jezdnię, dzielącą od siebie jego i ją. stali jakiś czas po dwóch stronach zebry, muskani wiatrem przejeżdżających bez końca aut. patrzyli sobie w oczy szukając wspomnień, nie mogąc się doczekać dotyku rąk, ciepła ciał, zapachu włosów...
mocno ją przytulił, kapelusz spadł jej z głowy, wiatr rozwiał włosy i zaplątał nimi jego twarz, uśmiechnął się do niej swoimi dobrymi oczami i tysiącem piegów na nosie. jesteś, nareszcie – powiedział – jakaś ty piękna. świat zawirował, a czas się zatrzymał, gdy stali na końcu zebry wtuleni w siebie, drżąc jak jesienne liście na drzewach nieopodal w parku. nie mogli przestać się tak tulić, tak jak wtedy, dawno, daleko.
szarpanie za poły płaszcza wyrwało ją ze snu, nie jednak to się działo na jawie – była w ramionach mężczyzny patrzącego na nią z uwielbieniem, czułością, pożądaniem. ten drugi, mniejszy patrzył na nią z nieukrywaną zazdrością i coraz mocniej szarpał za aksamitną tkaninę jej zielonego płaszcza, jakby chciał powstrzymać ją przed niepohamowanym wybuchem emocji, które nieuchronnie narastały w jej ciele. uśmiechnęli się oboje do małego chłopca w wózku i ruszyli w kierunku kawiarni.
...gdy pomagał zdejmować jej płaszcz niby przypadkiem dotknął jej talii – zadrżała. jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz emocji; zawsze tak drżała, gdy ją dotykał. usiedli przy stoliku w głębi sali, z dala od ciekawskich oczu, blisko siebie. wystarczyły im spojrzenia i milczenie, żadnych słów, chcieli nacieszyć się chwilą, nacieszyć się sobą, nasycić oczy widokiem dawno niewidzianych twarzy. on zaczął pierwszy; szukał jej wszędzie, w książkach telefonicznych, w spisach lokatorów, w internecie, bezskutecznie, za słabo, zbyt krótko, w niewłaściwych miejscach. w końcu przecież umówili się, że spotkają się znów za 10 lat, w magicznym roku X, gdy nastąpi kolejna zmiana stuleci. tylko żadne z nich nie pomyślało o tym, aby ustalić miejsce spotkania. wierzyli, że jakoś się odnajdą, że magia nadal będzie działać. i odnaleźli się, lecz o parę lat za późno. życie poukładało im się w swoich lepszych lub gorszych wersjach. byli z kimś na stałe lub mniej stale. oboje zajęci, zaangażowani, zapracowani, choć nie do końca szczęśliwi w tym stanie.
...zamówili kawę. patrzyła ma niego i cieszyła się, że po prostu jest obok niej, że znowu spogląda w jej oczy z tym samym rozmarzeniem i zachwytem. siedziała i słuchała jego głosu, miękkiego jak aksamit, ciepłego jak promień słońca, tak bliskiego, choć tak odległego.
poznali się przypadkiem na jakiejś nudnej wycieczce, płynęli promem po rzece, palili ognisko, potem wracali razem pociągiem do domu. rozmawiali, śmiali się, wymyślali niesamowite historie – ot młodzieńcza przyjaźń dziewczyny i chłopaka w wieku naście coś. przyjeżdżał do niej w odwiedziny na ferie zimowe, wiosenne, czasem na wakacje. wpadał nagle, na krótko, ale im to w zupełności wystarczyło, aby nacieszyć się sobą.
gdy świeciło słońce godzinami włóczyli się po mieście, nieprzerwanie rozmawiając o niczym i o wszystkim. słowa same składały się w zdania, historie, dialogi. mieli swój język, znaki, symbole znane i zrozumiałe tylko dla nich. gdy padał deszcz lub śnieg budki telefoniczne były niemymi świadkami ich rozkwitającej miłości, pierwszych w życiu pocałunków, pieszczot. godzinami mogli oglądać stare filmy w prawie pustym kinie, a potem włóczyć się po rozświetlonych latarniami ulicach śpiącego miasta upajając się sobą nawzajem do nieskończoności. dudniące i gwarne za dnia ulice, zamieniały się wtedy w opuszczone przez wszystkich miejsca. jakby specjalnie dla nich, żeby nic nie zakłócało ich szczęścia. wszystko zdawało się być zaczarowane za sprawą ich uczucia, a może tylko im się tak wydawało???


...nieśmiało dotknął jej ręki, gdy nie stawiała oporu i zachęcająco podała mu drugą dłoń, objął je drżącym gorącym uściskiem i tak już pozostali do końca.
on: nic się nie zmieniłaś, poznałbym Cię na ulicy, gdybyś mnie mijała. jesteś taka piękna, jak wtedy.
ona: nic się nie zmieniłeś, poznałabym Cię, zawsze i wszędzie – łza potoczyła się po jej policzku.
pomyślała, że nikt tak pięknie do niej nie mówił, od dawna; nikt tak na nią nie patrzył. była teraz związana z kimś, kogo kiedyś bardzo kochała, ale kto nigdy nie był wart tej miłości i ją zmarnował, zdeptał, zagasił. kto nigdy nie powiedział na głos, co mu się w niej podoba, za co ją ceni, szanuje, kocha. kto nigdy nie patrzył na nią z taką czułością, troską, a przy tym pożądaniem i zachwytem jak on teraz. lecz była z nim, z tym jakże obcym, choć znała go już tyle lat. po prostu chciała kochać i być kochaną, tylko tyle, a może aż tyle?

...dochodziła druga, musieli się rozstać, ale nie na długo, tylko do jutra. zapłacili, ubrali się i wyszli na zewnątrz. odprowadził ją do zebry, tu musieli się pożegnać. obiecała sobie w głębi ducha, że się nie rozczuli, nie da się znów porwać emocjom, nie skusi się, żeby go pocałować. on też trzymał się na wodzy, zbyt napiętej, żeby nie pękła. przywarli do siebie ciasno, owiewani podmuchami przejeżdżających aut. tulili twarze, mocniej ściskali ręce, drżeli i trzęśli się, lecz nie z zimna. sycili się zapachem swoich rozgrzanych ciał. nie pocałowali się. każde poszło w inną stronę, co chwila odwracając się za siebie, żeby zatrzymać w pamięci jej/jego obraz, żeby zachować na dłużej wspomnienie ostatnich godzin, żeby dotrwać do następnego dnia bez siebie.

sms od niego: wszystko mi drży… bardzo…
sms do niego: cała się trzęsę, musiałam się zatrzymać, nie mogłam prowadzić samochodu
sms od niego: ten dziwny stan nie chce przejść… dotknij mnie!
sms do niego: czuję twój zapach na moich dłoniach, taki sam jak wtedy, gdy ostatni raz spotkaliśmy się przed twoim wyjazdem. pamiętasz? całą noc tuliłam sweter wdychając nieuchwytny zapach twojej skóry.
sms od niego: ja też kilka nocy spałem ze swetrem przepojonym tobą
sms od niego: nie mogę się skupić… w ogóle… znajdziemy budkę telefoniczną? pachniesz mi tu…
c.d.n.

No comments: