Sunday 22 January 2012

bajka o małej deszczowej kropli


w śnieżne zimowe wieczory przychodzą do głowy różne bajkowe pomysły, takie jak na przykład ten poniżej...


Pewnego razu gdzieś wysoko na niebie mieszkała mała, ale bardzo ciekawska, deszczowa kropla. Od chwili, gdy tylko się pojawiła na świecie nie mogła wprost usiedzieć na miejscu i tak się strasznie wierciła i kręciła, że w końcu, w pewnej chwili niespodziewanie ześlizgnęła się z chmury, na której mieszkała i zaczęła spadać. Spadała, spadała, spadała i spadała i już myślała, że to spadanie nigdy się nie skończy. Że już na zawsze pozostanie gdzieś z dala od swego domu, od chmur. A najstraszniejsze w tym spadaniu były dwie sprawy. Po pierwsze nie wiedziała jak długo można tak spadać w dół i czy w którymś momencie nie znudzi jej się to spadanie. A po drugie martwiło ją też to, że być może już nigdy nie zdoła powrócić na swą chmurę. Bo przecież spadając tak ciągle w dół nie możliwym jest, aby trafić z powrotem na górę, na swoją chmurę.
Jednak musicie wiedzieć, że nasza deszczowa, ciekawska kropla nie wiedziała jeszcze o wielu innych rzeczach, o których się jej nawet we snach nie śniło. A przede wszystkim o tym, że jej obawy były absolutnie bezpodstawne, bo tam gdzie spadała czekało ją mnóstwo przygód, a i powrót na chmurę przy pewnych sprzyjających warunkach też był możliwy! Ale wracajmy do kropli.
Gdy więc tak spadała i spadała, spojrzała kątem oka na prawo i na lewo i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że razem z nią spadają inne, ale całkiem do niej podobne krople. I wszystkie one pędziły z tą samą prędkością i w tym samym, co ona kierunku, czyli w dół.
A w dole zaczynało już COŚ majaczyć... COŚ bliżej nieokreślonego, bo jeszcze zamglonego, ale COŚ całkiem nowego i intrygującego. COŚ niepodobnego do tego, co przywykła do tej pory oglądać, bo bardzo kolorowego. I im szybciej i dalej leciała, to TO COŚ robiło się coraz bardziej wyraźne i coraz bardziej interesujące. Kropla spojrzała na przelatującą obok inną kroplę i zawołała: „Hej mała, dokąd tak pędzisz?”
Gdy ta druga zrównała się z nią we wspólnym pędzie, odparła: ”Wcale nie taka mała, wypraszam sobie! Kto wie być może jestem taka jak ty, a może nawet większa?”
„Dobrze, nie gniewaj się... Lepiej powiedz, dokąd tak spadasz???” - krzyknęła ciekawska kropla.
„Szczerze mówiąc nie wiem. Wszyscy spadają to i ja też! W kupie raźniej, no nie?” Zaśmiała się głośno i poleciała dalej w dół bez słowa pożegnania.
W tej samej chwili nieoczekiwanie coś ogromnego i czarnego ze strasznym łoskotem przeleciało w poprzek drogi i potrąciło małą kroplę i kilka innych obok lecących tak dotkliwie, że omal nie straciła równowagi i nie poleciała w przeciwnym kierunku. Zrobiwszy podwójne salto w tył z trudem odzyskała orientację w przestrzeni powietrznej, otrząsnęła się i z niezłym mętlikiem w głowie poleciała dalej w dół.
„Co to było?” - pomyślała. „Nigdy nie widziałam czegoś takiego wcześniej. Następnym razem muszę bardziej uważać, bo ta podróż robi się trochę niebezpieczna!”

Tymczasem mgły opadły i oczom ciekawskiej kropli zaczął ukazywać się nieznany dotąd widok. Bezsprzecznie jej wyprawa dobiegała kresu i lada chwila miało się ujawnić to COŚ, do czego tak bezwolnie zmierzała. W dole lśniły jakieś kolorowe plamy, z których sterczały wielobarwne, obłe i nie tylko kształty, zupełnie niepodobne do chmur. Coś małego poruszało się w różnych kierunkach wydając rozmaite, dość donośne dźwięki. I było to wszystko coraz bardziej kolorowe, wyraźne i ruchliwe. Z wrażenia otworzyła szeroko oczy i nagle w ostatniej sekundzie zauważyła, że z naprzeciwka zbliża się do niej druga całkiem podobna kropla, z którą za chwilę się zderzy z wielkim hukiem. Czym prędzej zamknęła więc oczy i pomyślała: „Niech się dzieje, co chce, to już koniec! Żegnajcie chmury! Żegnaj niebo! Żegnajcie!”

Lecz cóż to zamiast śmiercionośnego zderzenia nastąpiło tylko głośne „pluuusk” i mała kropla poczuła jak wpada w coś mokrego i płynnego, a błogie, przyjemne falowanie otacza całe jej ciało. Coś bardzo znajomego wessało ją bez reszty. A głośne, miarowe: „pluuusk, pluuusk, pluuusk!” rozbrzmiewało dookoła raz po raz, to dalej to znowu bliżej. Przyjemne, ciepłe kołysanie natychmiast ukoiło jej skołatane nerwy i mała, ciekawska, deszczowa kropla postanowiła otworzyć oczy, by sprawdzić gdzie jest i co się stało. Powoli otworzyła najpierw jedno oko, a potem drugie. Gdzieś bardzo wysoko nad głową był jej dom, jej przytulna, puszysta chmura gęsto zasnuta innymi nieznanymi chmurami, z których ciągle spadały podobne do niej krople pluskając głośno to tu to tam o coś ciekłego, w czym była zanurzona. Niespiesznie rozejrzała się dookoła i zauważyła, że nie jest zupełnie taka sama, że obok niej roi się od innych małych kropel.
„Są tu wszystkie... Tu na dole razem ze mną, więc nie jest tak źle! Przynajmniej jak coś... To nie ja jedna, tylko my wszystkie! Ale zaraz, zaraz gdzie my właściwie jesteśmy i co to jest ??? Zamiast miękkiej, puszystej, chłodnej chmury jakaś mokra i ciepła kałuża, szeroka i długa jak okiem sięgnąć. A dookoła jakieś dziwne, kolorowe, nieruchome twory nie podobne do niczego, co wcześniej widziałam. I jeszcze jakieś inne kolorowe stwory biegające pomiędzy tymi nieruchomymi i robiące zupełnie bez powodu tyle hałasu i zamieszania, jakby, co najmniej zobaczyły grom z jasnego nieba albo trąbę powietrzną! Co to właściwie jest???”
Nagle jeden z biegających stworów zbliżył się i jednym susem wskoczył w sam środek kałuży pełnej kropel. A zrobił to tak szybko, że biedne krople nie zdążyły nawet pomyśleć o ucieczce, a co dopiero uciec. Stwór skoczył i zrobił wielkie „pluuusk” a kilkadziesiąt kropel ze strachu wyskoczyło w górę i na boki, po czym gdzieś zniknęło na zawsze. Mała deszczowa kropla w jednej chwili została zmieciona ze swego bezpiecznego miejsca w drugi koniec kałuży. Cała rozdygotana i zdenerwowana, podobnie jak inne krople, długo nie mogła dojść do siebie. Ruchliwy stwór na dwóch nogach oddalił się na moment, by po chwili znowu podbiec i z równie głośnym „pluuusk” wskoczyć w ledwo uspokojoną kałużę. Zrobił to jeszcze ze dwa razy, po czym pobiegł gdzieś w kierunku jakiegoś kolorowego wahadła, na którym bujały się inne hałaśliwe, podobne mu stwory.
Rozedrgane i porozrzucane we wszystkie strony krople z ledwością zdążyły pozbierać się jako tako, gdy nagle do ich kałuży podeszły cztery..., białe..., kosmate i długie stwory, które zaczęły chodzić w te i z powrotem jakby czegoś szukając na dnie rozlewiska kropel. Po chwili coś różowego i długiego zanurzyło się w wodzie wydając przy tym kilka dźwięków coś na kształt ”mlask, mlask, mlask” i zabierając najbliżej pływające krople w ciemną otchłań, w której schowało się także to coś różowego. Już nigdy potem ich nie zobaczyły i słuch o nich zaginął na zawsze. Tymczasem coś nad kałużą zrobiło głośne „hau, hau, hau” i zniknęło razem z czterema białymi i kosmatymi.
Na jakiś czas zapanował spokój. Mała deszczowa kropla zmęczona ostatnimi wydarzeniami postanowiła się zdrzemnąć. Inne krople poszły za jej przykładem i już wkrótce cała kałuża zapadła w błogi, spokojny sen. Z nieba nie spadła już ani jedna kropla. Powoli dookoła robiło się coraz ciemniej i ciszej, bo biegające, hałaśliwe stwory gdzieś sobie poszły. Wszystkie krople uspokojone, że nic już się więcej dziś nie wydarzy cichutko pochrapywały w atramentowej toni kałuży. Spały tak mocno, że nawet nie poczuły, kiedy do kałuży podszedł jakiś czarny cień na dwóch cienkich nóżkach i cicho i bezszelestnie zanurzył coś szpiczastego w wodzie i zabrał kilka śpiących kropel, a potem z trzepotem odleciał w niebo.
Zrobiło się jeszcze ciemniej i nad kałużą rozbłysło jakieś światło, nie tak jasne jak słońce czy gwiazdy, ale dość jasne by oświetlić wszystko dookoła. Światła zapalały się jedno po drugim w pobliżu kałuży i kilka świetlistych kul przejrzało się w lustrzanej tafli wody. I tak spokojnie i pięknie mogłoby być już zawsze, gdyby nie jakiś niepokojący dźwięk, który nie wiadomo, kiedy wyłonił się z nocnej ciszy i zbliżał się coraz bardziej w stronę zatopionej we śnie kałuży. Wtem z ciemności prosto w oświetloną złocistym snopem wodę wjechały dwie olbrzymie obręcze i z pluskiem przetoczyły się przez sam środek kałuży przecinając ją na pół i budząc zaspaną kroplę i jej siostry. Tego już nikt się nie spodziewał. Nagle połowa kropel znalazła się po jednej stronie przeciętej kałuży a połowa po drugiej, kilka zaś nieuważnych kropelek na zawsze zniknęło gdzieś w ciemności uniesione w dal na toczących się obręczach.
Mała kropla marzyła już tylko o tym by móc z powrotem wrócić do domu, do swojej bezpiecznej, miękkiej chmury. Zaczęła bardzo żałować, że tak niefrasobliwie ześlizgnęła się w dół. „Gdyby, chociaż zdawała sobie, choć trochę sprawę, co ją tu może spotkać, siedziałaby grzecznie na chmurze razem ze swymi siostrami zamiast moknąć tu teraz w ciemności. Trzeba było wymyślić jakby tu wrócić z powrotem na górę. Czy jest to w ogóle możliwe, czy też już na zawsze zostanie tu na dole???” I gdy tak rozmyślała nie zauważyła, że powoli zaczęło świtać, kuliste światła nie wiedzieć, kiedy pogasły a nad kałużą nastał słoneczny poranek. Widok jasnych chmur nad głową i blask słońca odbijający się w tysiącach uśmiechniętych kropel wprawił małą ciekawską kroplę w dobry nastrój. W tak dobry nastrój, że aż niezwykły, zważywszy na okoliczności. Ciepłe promienie słońca delikatnie muskały jedną kroplę po drugiej i jakimś cudownym sposobem zamieniały je w niewidzialną mgiełkę, po czym ta unosiła się w górę ku jakże znajomym i miłym oku chmurom.
W pewnej chwili mała deszczowa kropla poczuła na swych policzkach dotyk słonecznego promienia i z lekkością oderwała się od kałuży i niczym piórko uniosła się i pofrunęła w górę ku niebu, ku słońcu, ku chmurom. Leciała, leciała i leciała unosząc się coraz wyżej i wyżej zostawiając w dole coraz mniejszą, srebrzystą taflę kałuży, hałaśliwe dzieciaki, spragnionego, białego, kudłatego psa i małego nocnego ptaszka, nieostrożnego rowerzystę i kuliste latarnie na kolorowym placu zabaw gdzieś w miejskim parku...
Powoli widok w dole rozpływał się niczym obłoczek na bezchmurnym niebie a mała kropla czuła się coraz bardziej lekka i szczęśliwa, że wkrótce znów siądzie na swej puszystej chmurze i będzie bujać, bujać, bujać w obłokach jak gdyby nigdy nic.
Chyba, że znowu zatęskni za przygodą i...


Bajka o małej deszczowej kropli
Copyright: enchocolatte

Styczeń 2012

No comments: