Tuesday 14 June 2011

cztery rowery...


cztery rowery i pięciu cyklistów w tym jeden pasażer na gapę!
kto taki? - Jamomir! (jak nazywa siebie Jaromir)
wczoraj wreszcie udało nam się ziścić rodzinne marzenie,
o którym każdy z nas śnił w tajemnicy od pozostałych,
a wczoraj wszystko się wydało!


rodzinne marzenie odkąd na świecie pojawiło się trzecie dziecko to...
wspólna rodzinna wyprawa, albo nawet tylko przejażdżka rowerowa!
wreszcie mogła być zrealizowana!
Bartosz na przedzie mknął niczym meteor,
za nim Bruno na swoim nowym rowerze dla dużych chłopców,
potem ja na mojej rowerowej hybrydzie miejsko-górskiej (nadal bez koszyka!),
na końcu peleton zamykał tata z pasażerem na gapę Jaromirem.
zanim pokonaliśmy spontanicznie wyznaczoną trasę (wzdłuż Wisły w kierunku Młocin)
szyki kilka razy się zmieniały...
ale Bartosz niezmiennie prowadził, gnał jak wicher, nie sposób było go dogonić.
i najlepsze w tym wszystkim jest to, że jako jedyny miał zwykły mały dziecięcy rowerek bez żadnych przerzutek. cała moc i energia w młodych nogach!
wracaliśmy przez las, który wieczorną porą rozbrzmiewał śpiewem ptaków tak pięknie, że nie chciało nam się z niego wyjeżdżać...
zmęczeni ale bardzo szczęśliwi wróciliśmy do domu!
a dziś rano nikt nie miał siły podnieść się z łóżka...

5 comments:

Mamsan said...

My tez czesto jezdzimy na wycieczki rowerowe i bardzo to lubimy... to jedno z tych marzen co sie u nas czesto w weekendy spelna... :-) M

Małgorzata said...

witamy w klubie miłośników rowerowych wypraw.. doskonale rozumiem wczorajsze zachwyty i dzisiejszy obolały stan..ale przyznaj, ze to miły ból...:)

enchocolatte said...

Mamsan, domyślam się, że masz w okolicy wiele wspaniałych tras rowerowych.

Tabu, oj tak ból jest miły i takie poczucie, że coś dobrego zrobiło się dla ciała i ducha też. :)

Margherita Calati ph said...

amazing, i love this place

enchocolatte said...

LM, thank you for coming! :)