było kiedyś takie miejsce, którego dzisiaj już nie ma. miejsce szczęśliwego, beztroskiego, magicznego dzieciństwa. miejsce gdzie wszystko było ja zaczarowane, a każdy dzień przeżywało się jak w bajce. dziś tego miejsca już nie ma i nawet nie chcę wiedzieć jak tam teraz jest. w mojej pamięci zachowuję obraz dzieciństwa sprzed ponad trzydziestu lat, obraz którego nie jest w stanie zatrzeć czas. obraz, który jakimś cudem został uwieczniony na starych fotografiach. nieważne, że starych, czarno-białych, chwilami nieostrych. ważne, że jest i mogę go pokazać moim dzieciom - krainę jak z baśni, krainę tysiąca przygód, moją oazę szczęśliwości, do której mogę powrócić w smutnych chwilach zwątpienia by znaleźć radość, spokój i ukojenie... moja bajkowa inspiracja - miejsce gdzie wydarzyło się wiele niezapomnianych historii opisanych w moich bajkach...
oto strych dziadka Benjamina, na którym wiele się wydarzyło i z którego okien rozlewał się niesamowity widok na zielony ocean sadów sięgający aż po horyzont...
alejka porośnięta kolorowymi floksami i tojadami, opisana w bajce o jaskółce, prowadząca do furtki za którą roiło się od polnych kwiatów, motyli i przygód z Ulicy Zielonej...
brzozowy zagajnik u płotu, za którym rozpostarł się zielony, drzemiący las pełen grzybów, poziomek i jagód... tuż obok rósł młody dąb - zielona kryjówka dzieci do której można się było dostać tylko z podstawionego blisko pnia starego roweru dziadka.
stary drewniany dom dziadków słodko pachnący porzeczkowymi i truskawkowymi konfiturami babci Niny, kryjący wiele miłych wspomnień z dzieciństwa dwóch małych dziewczynek i jednego chłopca...
stara jabłoń obok porośniętej cmielem altanki dziadka, na której pochyłym konarze tak przyjemnie siedziało się niczym na grzbiecie rumaka... tuż nieopodal ścieżki na której mała E. spotkała jeża, co mleka nie chciał pić...
i znowu furtka za którą mała E. łapała motyle i pewnego trzmiela o puszystym futerku. tam też pewnego razu dostała udaru słonecznego, ale o tym już wkrótce w kolejnej bajce!
wiklinowy fotel dziadka Benjamina pomalowany na jasno-zielony kolor, przyjemnie skrzypał gdy się na nim siadałow cieniu starych śliw i jabłoni na tyłach domu...
a reszta opisów tego miejsca oczywiście w bajkach!
PS. fotografie z ostatniego dziecięcego raju na ziemi. wykonane w latach 80-tych XX wieku, przez dwie fotografki amatorki podczas krótkiego pobytu w małej miejscowości S. położonej przy wielkiej aglomeracji M., pamiątkowym aparatem analogowym, sprezentowanym małej E. przez babcię Ninę, na archaicznej czarno-białej błonie
4 comments:
miło się czyta i miło ogląda..myślę, że takie momenty są ogromną wartością i dają potencjał na całe życie...szacunek do chwil minionych i pielęgnowanie ich; dziś w ten szaro-bury jesienny dzionek przeniosłam się do krainy szczęścia, radości i beztroski...a przede wszystkim miłości..tak to odbieram...
było tak jak piszesz.
szkoda, że nie udało się zachować tego miejsca w stanie pierwotnym. mój raj utracony... choć jego czar działa z niezwykłą mocą przez tyle lat!
Siestrionka, ogromnoje spasibo za eti trogatielnyje mgnovienija iz proszlogo ...
Smotri na zdorovje!!!
Post a Comment