Monday, 16 March 2009

cztery noce z...


cztery noce z Anną wg. Jerzego Skolimowskiego to przygnębiająca historia miłości nieodwzajemnionej, niezauważonej lecz pięknej i czystej. wczoraj na dobranoc obejrzałam ten film, po czym długo nie mogłam zasnąć i nadal nie mogę się otrząsnąć. z jednej strony szarzyzna, nędzność i mglistość otaczającej bohaterów rzeczywistości (choć nakręcona klimatycznie-minimalistycznie, rzec by morzna kameralnie, minimum dialogów), z drugiej strony niecodzienne przejawy wielkiego uczucia mężczyzny wobec nieświadomej niczego kobiety. warto obejrzeć ten film i zachować w pamięci, jako kolejne oblicze miłości.

...zastanawiam się dlaczego często jest tak, że jedno z dwojga kocha mocniej, głębiej, czulej tak jakby był dawcą... a drugi, jako biorca ze stoickim spokojem przyjmuje te oceany miłości, kaskady czułości, pocałunków i pieszczot, tak jakby mu się to należało... bo skoro ktoś go kocha to bezinteresownie oddaje mu wszystko, co ma. nie oczekując nic w zamian. ten drugi z kolei nie daje mu nic prócz swego istnienia, tchnienia, serca bijenia... a gdyby tak odwrócić role? miejsca?? wszystko mi jedno. wszak nie kocha się za coś, lecz pomimo wszystko!

4 comments:

einherjer said...

jednym z nieszczęść tego świata, bodaj największym jest istnienie ludzi, którzy uważają, że dobrom zawsze się im należy, a cierpienie zawsze musi ich omijać... czy można ich nazywać ludźmi? ośmielę się twierdzić, że nie... kiedy cierpisz - stajesz się człowiekiem, jeśli jeszcze nie doświadczyłeś cierpienia, to nie wiadomo kim jesteś... a miłość zawsze jest swoistą wymianą, miłość to dawanie i branie, miłość to branie i dawanie... i bywa tak w życiu człowieczym, że otrzymujesz w tej wymianie cierpienie... i tu kończy się moja logika, tu kończy się wszelka logika rozumu, ale to właśnie tu zaczyna się prawdziwa miłość...

a filmu jeszcze nie widziałem, ale z pewnością go oglądnę...

li. said...

Pisz,pisz...ja czytam...czasem chyba i swoje myśli

Zenza said...

Anna Maria śpiewała "jeśli kochasz to uwolnij mnie". Czyżby to znaczyło, że nie należy obciążać wielkością swojej miłości? a z drugiej strony, nie wolno oczekiwać tejże wielkości.

"szarzyzna, nędzność i mglistość otaczającej bohaterów rzeczywistości"- a pod skórą płoną ognie. Jest taka japońska filozofia-sztuka, nazywa się Ike, polega na nieobciążaniu i na nieoczekiwaniu, polega na spalaniu uczuć w sobie, obiektowi uczuć pozostawiając chłodną życzliwość.

życzę słodkich snów

enchocolatte said...

dziękuję Wam za mądre słowa