
po rodzaju kwiatów przed kwiaciarnią odliczam czas. dwa tygodnie temu jeszcze kolorowe astry. od kilku dni już tylko rozłożyste kępy żółtych i bordowych chryzantem i wianuszki z suszkami... no taka już kolej rzeczy, nic na to nie poradzisz...
wieczory spędzamy teraz przy dużym stole w jadalni, to nasze centrum dowodzenia. ja znad wyspy kuchennej wydaję rozkazy, a chłopcy z dwóch stron stołu odrabiają wspólnie lekcje (mimo, że każdy ma swoje biurko, wszyscy garną się do siebie). potem szybka zmiana dekoracji miejsce przy stole zamienia się w ucztę biesiadną, by później ustąpić miejsca mini pracowni plastycznej.
zdjęcia z sobotniej wyprawy do lasu. miał być piknik pod dębem, ale nie było (za zimno na pikniki pod chmurką). gorąca kawa w termosie i ciasto drożdżowe o mało nie wróciły nietknięte do domu.... przemarzliśmy na kość zbytnio ufając prognozom synoptyków!

w lesie nadal zielono, jesień dopiero zabiera się za przemalowywanie liści na żółto... widać jej się też nie bardzo chce.



lubię kiedy tata bierze najmłodszego na ramiona i idą podrygując i szurając głową o gałęzie drzew.
za chwilę nie będzie już kogo tak nosić...

klasztor kamedułów na Dewajtis, cel naszej wędrówki. tu będzie można odpocząć i rozgrzać się...

stare drewniane schody, po których kiedyś biegałam ja z siostrą podczas licznych spacerów po Lesie Bielańskim z rodzicami. teraz biegają tu moje dzieci. nigdy wcześniej nie pomyślałabym o tym...




czas szybko płynie, ani się obejrzę a będę tu spacerować z wnukiem w wózeczku :)
PS. i jeszcze kilka adresów wyszperanych w sieci w sam raz na jesienną aurę.
miejsce, do którego bardzo chciałabym kiedyś pojechać.
i
zdjęcia, które mnie wprawiają w zachwyt.
i jeszcze
coś ładnego dla artystycznych duszyczek.