
zanim na pogrążonych w zimowym śnie gałązkach nieśmiało pojawiły się pierwsze białe płatki...
w uśpionych drzewach łagodne promienie słońca flirtowały z porywczym wiatrem...
a ja nie mogłam się napatrzeć na te subtelne zaloty, drżących na wietrze cienkich witek ustrojonych w jasne perłowe korale drobnych pączków...
tak to właśnie było!


rozmycia, drżenie, niedomówienia...
walc kwiatów...
a może taniec kochanków...


aż wreszcie wszystko pękło i.... zakwitło w blasku słońca

tegoroczna wiosna przepełnia mnie niezwykłą falą
różnych trudnych do opisania odczuć, radości, euforii, niepewności...
co rano chce mi się wsiąść w samochód i pędzić przed siebie,
zostawić miasto gdzieś daleko za sobą,
po prostu jechać, gnać jak dziki wiatr,
do niespiesznie zieleniących się łąk, pól i lasów...
tymczasem rozwiozłam dzieci do szkół i wracam do domu,
żeby zasiać słoneczniki i nagietki wokół domu i czekać...
aż zakiełkują, i wzejdą, i urosną, a potem zakwitną!
PS. mój ulubiony
blog przepełniony delikatnością. koniecznie zajrzyjcie dziś
tutaj!