Monday 1 March 2010

sonata dla E. / sonata for E.

...od tamtego wieczoru minęło ponad dwadzieścia lat. zostały wspomnienia, piętnaście listów miłosnych i dźwięki sonaty księżycowej za każdym razem przyprawiające ją o dreszcze i szybsze bicie serca.
wszystko zaczęło się w pewne wakacje spędzane wiele lat temu nad brzegiem Morza Czarnego u stóp Ajudahu, tego samego z Sonetu krymskiego Adama Mickiewicza. beztroskie upalne lato, przepiękna plaża, egzotyczna roślinność i ciepłe południowe morze. dzieciaki z różnych stron świata, nowe przyjaźnie. wśród nowopoznanych - grupa młodzieży z Gruzji. sympatyczne dziewczyny i chłopcy, a wśród nich szczególnie jeden zwracał jej uwagę - nie odrywał oczu, śledził każdy jej ruch. zawsze starał się być w pobliżu. w porze siesty potajemnie wykradał się z chłopakami z terenu kolonii, by przynieść z miasteczka soczyste winogrona, słodką chałwę czy bryłę krówek ciągutek. czasami o świcie w sekrecie wypływał z kolegami do pobliskiej zatoczki po małże, którymi zajadali się potem przy wieczornym ognisku. często zostawiał na jej poduszce kwiat magnoli albo hibiskusa. kilka razy mijając ją próbował skraść całusa, więdzac, że i on nie jest jej już obojętny. potem był konkurs tańca towarzyskiego. jakimś zbiegiem okoliczności znaleźli się razem w tej samej parze. to był ich pierwszy walc. wśród wielu tańczących par, tych dwoje jakby się unosiło parę centymetrów nad ziemią, wirując w takt melodii Straussa.
pewnego wieczoru, tuż po zachodzie słońca, wziął ją za rękę i zaprowadził do opuszczonej o tej porze dnia kameralnej sali koncertowej, gdzie stało stare pianino. drżącymi dłońmi uchylił połyskujące w świetle przed chwilą zapalonych latarni wieko instrumentu, by po chwili zacząć grać piękną, smutną melodię. melodię, która na zawsze została w jej sercu.
potem często wymykali się wieczorami by w pustej sali słuchać sonaty księżycowej i całować się. tak było, aż do dnia wyjazdu. on odjeżdżał z samego rana na wschód, ona popołudniu na zachód. długo stała i patrzyła na unoszący się wysoko nad drzewami wzgórza kurz spod kół odjeżdżającego autobusu. łzy same cisnęły się na oczy, na myśl o tym, że nigdy już się nie zobaczą... że nigdy już dla niej nie zagra na pianinie.
gdy wróciła do domu z niecierpliwością zaczęła codziennie sprawdzać skrzynkę na listy w oczekiwaniu na ten jedyny od niego. wreszcie przyszedł, potem następny i następny. potem nadeszła zima, listy przychodziły coraz rzadziej. pewnego dnia zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszała znajomy głos: niedługo do Ciebie przyjadę !
parę tygodni poźniej spotkali się, lecz... magia tamtej letniej miłości zgasła, gdzieś się ulotniła. zresztą to uczucie nie miało szans na przetrwanie... byli z dwóch innych światów, które dzieliła żelazna kurtyna. czas im nie sprzyjał, w zasadzie nic im nie sprzyjało, mogli tylko ostatni raz pobyć ze sobą. potem on wyjechał do T., ona wróciła do W. zostało ciepłe wspomnienie i nieukojony żal, który z czasem też przeminął... trochę wspólnych fotografii, między innymi też ta z konkursu tańca i piętnaście czułych listów, jedynych listów jakie kiedykolwiek dostała życiu od mężczyzny.
teraz żałuje, że nic nie zrobiła by dać szansę tamtej miłości. nigdy potem nikt nie zagrał dla niej sonaty księżycowej, nigdy potem nikt nie pisał do niej listów, nigdy potem nie przeżyła t a k i e g o uczucia.
* * *





jakiś rok temu wpisała w w komputerze jego imię i nazwisko na międzynarodowym portalu społecznościowym. poznałaby go nawet z zamkniętymi oczami... nic się nie zmienił. mieszka teraz w innym kraju. nic więcej o nim nie wie. zanim zdołała nawiązać kontakt mailowy, zniknął. do dziś go szuka!

8 comments:

Delie said...

Jak romantycznie. I opowiadanie, i zdjęcia.
Czy są jakieś wątki autobiograficzne?:)

enchocolatte said...

owszem, owszem (czytaj listy!)
:)
E.

Delie said...

Jakoś nie miałam śmiałości tych zdjęć powiększyć i w listy zajrzeć, żeby się upewnić:)

Konwaliowa Bombonierka said...

ehh.. prawie jakbym w lustro, niczym alicja zajżała...
Łzy same mi po policzkahc płyną... Bo znam to uczucie bardzo bardzo dobrze...
I nigdy się tego nie dowiemy, czy dobrze tak jak teraz? czy lepiej jak by potem?
czy w ogóle? Chyba najbardziej kochamy ten element tęsknoty za nienzanym, tę iluzję..
te nie-do-po-wie-dze-nie....
Pozdrawiam bardzo Serdecznie....

aga said...

Dreszczyk emocji, zaduma...i jakaś nieśmiałość w tym co czytam...

Mamsan said...

Piekna historia i na zawsze pozostajace pytanie, co by bylo gdyby...? Pozdrawiam. M

Małgosiaart said...

Do dziś szukasz...a przecież jest tak blisko, bo w sercu Twoim:)

enchocolatte said...

:)
Mam jego dawny adres w Tbilisi. Może kiedyś napiszę list...