pewnie temat kartek świątecznych już dawno za Wami i ciepłe słowa spisane na ozdobnym papierze wędrują gdzieś po świecie do szczęśliwych adresatów, ale podsuwam jeszcze jeden pomysł. ręcznie malowana kartka na tkaninie wklejona w kwadratowe passe-partout! wystarczy namalować świąteczny motyw na kawałku tkaniny (len, bawełna) farbami do tkanin lub akrylowymi, przykleić, oprawić i gotowe!
zimowy wieczór, duży pokój w mieszkaniu dziadków, za oknami mnóstwo śniegu (bo to prawdziwa rosyjska zima była, mroźna i śnieżna) siedzę przy stole trochę smutna, że nie ma przy mnie mamy i taty... aż tu nagle dziadek wychodzi z drugiego pokoju chowając coś za plecami a na buzi ma szelmowski, tajemniczy uśmiech... znając mojego dziadka Benjamina, wszystkiego się można po nim spodziewać. kiedyś spędzając wakacje w lato '80 u dziadków na działce po Moskwą, czekałam aż w piątek po pracy dziadek przyjedzie do nas jak co tydzień na weekend. wieczorem pojawił się z dużym kartonem od butów... myślałam, że przywiózł babci jakieś pantofle, gdy tymczasem... w kartonie był gołąb i to nie jakiś zwykły gołąb tylko, jak powiedział dziadek, gołąb olimpijski. nie mogłam się nadziwić, skąd dziadek wytrzasnął tego gołębia??? a on najspokojniej w świecie z bardzo poważną miną powiedział, że ten gołąb przyleciał do niego ze stadionu (to fakt niedaleko domu dziadków był stadion), usiadł na oknie i nie chciał odlecieć... więc dziadek spakował go do kartonu i przywiózł mi żebym mogła go sobie obejrzeć a potem wypuścić... tak też zrobiłam, obejrzałam olimpijskiego gołębia i go wypuściłam... poleciał wysoko w niebo i tyle go widziałam.
ale wracając do tamtego zimowego wieczoru i tajemniczej miny dziadka...
gdy wszedł do pokoju poprosił, żebym zamknęła na chwilę oczy, co też grzecznie uczyniłam. a gdy po chwili je otworzyłam przede mną na stole stała nieduża choinka z małymi ozdobami choinkowymi w kształcie paczuszek i małym Mikołajem. wiem, że strasznie się wtedy ucieszyłam i w zasadzie nic więcej nie pamiętam oprócz tego zaskoczenia, radości i widoku choinki, który mam przed oczami do dziś.
a mój pierwszy kontakt z choinką, gdy miałam 2 albo 3 latka skończył się bardzo wysoką gorączką, która pojawiła się u mnie na widok błyszczącego światełkami, bombkami i anielskim włosiem drzewka. po choince nie ma już śladu, ale bombki i światełka przetrwały prawie 40 lat i moja mama zawiesza je za każdym razem w święta... teraz już dla moich dzieci, ale one nie dostają gorączki na widok choinki tak jak ja :)
* * *
wczoraj skoro świt tata z najstarszym bratem udali się na tajną wyprawę. szybko zjedli śniadanie i pod osłoną odchodzącej nocy wyszli z domu z workiem zużytych baterii. zanim wstaliśmy byli już z powrotem przemarznięci do szpiku kości ale... z zielonym, pachnącym lasem drzewkiem! i tak w tym roku będziemy mieli eko-choinkę, którą potem wsadzimy przed naszym domem. a chłopcy już rozpoczęli zbieranie kolejnego worka bateryjek na następną choinkę.* * *
tak się zdarzyło, że któregoś roku, będąc małą dziewczynką spędzałam święta z dala od mamy i taty, ale z równie bliskimi mi babcią i dziadkiem. niewiele pamięta z tamtych świąt poza jednym wspomnieniem, które utkwiło w mojej głowie na długie lata...zimowy wieczór, duży pokój w mieszkaniu dziadków, za oknami mnóstwo śniegu (bo to prawdziwa rosyjska zima była, mroźna i śnieżna) siedzę przy stole trochę smutna, że nie ma przy mnie mamy i taty... aż tu nagle dziadek wychodzi z drugiego pokoju chowając coś za plecami a na buzi ma szelmowski, tajemniczy uśmiech... znając mojego dziadka Benjamina, wszystkiego się można po nim spodziewać. kiedyś spędzając wakacje w lato '80 u dziadków na działce po Moskwą, czekałam aż w piątek po pracy dziadek przyjedzie do nas jak co tydzień na weekend. wieczorem pojawił się z dużym kartonem od butów... myślałam, że przywiózł babci jakieś pantofle, gdy tymczasem... w kartonie był gołąb i to nie jakiś zwykły gołąb tylko, jak powiedział dziadek, gołąb olimpijski. nie mogłam się nadziwić, skąd dziadek wytrzasnął tego gołębia??? a on najspokojniej w świecie z bardzo poważną miną powiedział, że ten gołąb przyleciał do niego ze stadionu (to fakt niedaleko domu dziadków był stadion), usiadł na oknie i nie chciał odlecieć... więc dziadek spakował go do kartonu i przywiózł mi żebym mogła go sobie obejrzeć a potem wypuścić... tak też zrobiłam, obejrzałam olimpijskiego gołębia i go wypuściłam... poleciał wysoko w niebo i tyle go widziałam.
ale wracając do tamtego zimowego wieczoru i tajemniczej miny dziadka...
gdy wszedł do pokoju poprosił, żebym zamknęła na chwilę oczy, co też grzecznie uczyniłam. a gdy po chwili je otworzyłam przede mną na stole stała nieduża choinka z małymi ozdobami choinkowymi w kształcie paczuszek i małym Mikołajem. wiem, że strasznie się wtedy ucieszyłam i w zasadzie nic więcej nie pamiętam oprócz tego zaskoczenia, radości i widoku choinki, który mam przed oczami do dziś.
a mój pierwszy kontakt z choinką, gdy miałam 2 albo 3 latka skończył się bardzo wysoką gorączką, która pojawiła się u mnie na widok błyszczącego światełkami, bombkami i anielskim włosiem drzewka. po choince nie ma już śladu, ale bombki i światełka przetrwały prawie 40 lat i moja mama zawiesza je za każdym razem w święta... teraz już dla moich dzieci, ale one nie dostają gorączki na widok choinki tak jak ja :)
6 comments:
moje wspomnienie chionki z dzieciństwa to również drzewko ginajace sie od anielskich włosków :))) w Irlandii nigdy ich nie widziałam....ciekawe czy jeszcze prodkują???
Piękne historie :) I cudowna kartka :)
A anielskie włosy...hit mojego dzieciństwa! :)
No no... super :)
cudne wspomnienie:))) i przypomniałaś mi o włosie anielskim..dzisiaj nikt już chyba nie dekoruje takim włosem..pozdrawiam:)
"wystarczy namalować świąteczny motyw na kawałku tkaniny"... oj gdyby mieć taki talent jak TY, to byłoby proste. Moje dzieło mogloby jednak wystraszyć adresata :D
:))
Post a Comment