Thursday 21 May 2009

truskawkowe szaleństwo

truskawkowe szaleństwo właśnie się zaczęło. mam na myśli oczywiście ceny (na okolicznym targu kilogram tych aromatycznych ślicznotek możesz mieć już za 16 złotych, jeśli dobrze poputać to znajdą się i po 10-13 złotych, a u znajomej Pani Krysi nawet po 8 zł), cóż kiedy nie sposób jest się oprzeć truskawkom zalotnie mrugającym do mnie z kobiałki...

tak więc kupuję, budżet rujnuję, a potem ucztuję!







gdy byłam mała najbardziej smakowały mi truskawki z grządki mojej Babci Niny. miała jakąś niespotykaną odmianę zwaną Ritza (nazwa prawdopodobnie pochodzi od słynnego jeziora w górach Kaukazu - Ozero Ritza). otóż truskawki tej odmiany były zdecydowanie bardziej mięsiste i dorodniejsze od zwykłych truskawek, miały ciemno purpurowy kolor i były nieziemsko słodkie...mmmmmm! nigdy potem już takich nie jadłam, ale ten smak pamiętam do dziś!




siedząc dziś rankiem na tarasie, pijąc moją ulubioną mleczno-miodową kawę, słuchając śpiewu ptaków donoszącego się z pobliskiego zagajnika i zakąszając raz po raz nabyte wczoraj truskawki przypomniał mi się stary, sprawdzony przepis na szybki tort truskawkowy bez pieczenia!


nie czekając na południowe rozleniwienie zabrałam się do komponowania tortu...


dla spragnionych podaję składniki: 3 gotowe blaty biszkoptowe, 1-1,5 kg truskawek (umytych, pozbawionych ogonków i przekrojonych na pół), 300ml gęstej śmietany 30-36%, cukier, 1 galaretka pomarańczowa, 1 żelatyna, konfitura owocowa



blaty posmarowałam kofiturą (wyśmienicie spisała się półpłynna konfitura z rokitnika mojej mamy, ale można ją zastąpić na przykład konfiturą z czarnej porzeczki, pamiętajcie aby była płynna - tak aby dobrze nasączyć biszkopt). następnie rozpuściłam we wrzątki 1 torebkę żelatyny spożywczej (proporcje na opakowaniu) i 1 torebkę galaretki pomarańczowej, oczywiście każdą w osobnym garnuszku. po lekkim schłodzeniu wstawiłam do lodówki, aby nieco stężały. schłodzoną, lekko stężałą żelatynę wymieszałam ze śmietaną dodając tyle cukru aby mieszanina była tak słodka jak lubię ( każdy słodzi wobec uznania), następnie masę wstawiłam jeszcze na kilka chwil do lodówki do zgęstnienia. potem posmarowałam każdy blat galaretowatą śmietaną i wyłożyłam na nią połówki truskawek (podjadając od czasu do czasu, co groziło deficytem najistotniejszego skłądnika tortu, więc w ostatniej chwili opamiętałam się i przerwałam niekontrolowane łakomstwo). gdy wszystkie blaty były gotowe ułożyłam je w okrągłej tortownicy jeden na drugim. ostatni blat wykończony najpiękniejszymi okazami owowców zalałam już tężejącą galaretką pomarańczową i prawie gotowy tort wstawiłam do lodówki, aby przesiąknął smakiem i zapachem truskawek, konfitury i śmietany.
...tego samego wieczoru delektowaliśmy się wyśmienitym smakiem tortu naszpikowanego truskawkami - istne szaleństwo!


3 comments:

Anonymous said...

ależ pyszności..truskawek zazdroszcze...

enchocolatte said...

po torcie zostało już tylko wspomnienie i te fotografie, a truskawki jeszcze będą Sówko!

Hottonia said...

kocham truskawki ..........