
dzień zaczął się bardzo wcześnie, bo po 5...
zaspane gepardziątka (jak ostatnio chcą chłopcy żeby ich nazywać)
wstały żeby pożegnać wylatującego gdzieś daleko tatę...
potem wszystko poszło jak z płatka: śniadanie, ubieranie, rozwożenie...
gdy wróciłam do domu wszystko było zalane...
słonecznym blaskiem i gwiezdnym pyłem
otworzyłam pierwsze kartki z życzeniami,
i tą najmilszą od mamy!
przypomniały mi się gwiazdkowe chwile z dzieciństwa...
choinka z długimi soplami cukierków w kolorowych błyszczących foliach
zapach mandarynek
i świąteczne paczki rozdawane w szkole z pysznymi czekoladkami
i jak mama potajemnie wyciągała z szafy prezenty
podczas gdy my z siostrą i tatą wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie w drugim pokoju...
a więcej o gwiazdkowych wspomnienia napiszę następnym razem, bo...
za chwilę wychodzę na warsztaty malarskie,
i nie mogę się już doczekać, co dziś będziemy robić...
