Thursday 16 July 2015

Forest tales, czyli o tym jak się spełniają marzenia

 
Zabieram Was do lasu, ale nie po grzyby i nie na jagody, choć to też lubię... Zabieram Was do lasu, żeby opowiedzieć o tym jak spełniają się marzenia. Kilka lat temu znajome poprosiły mnie o zrobienie zdjęć w ich nowopowstałym butiku z przepięknymi ubraniami, torebkami, autorską biżuterią i ceramiką. Post o tamtej sesji jest tutaj. W czasie robienia zdjęć moją uwagę przykuły przepięknie zdobione ceramiczne gałki, którymi były zakończone wieszaki na ubrania. Jak się okazało autorką tych miniaturowych arcydzieł była artystka sygnująca swoje prace tajemniczą frazą Nomen Omen. Od tamtej sesji podziwiałam napotykane to tu to tam przepiękne brosze, magnesy, gałki, zdobione fantazyjnymi wzorami kafle i miseczki, marząc by móc kiedyś spotkać tę niezwykłą osobę, której dłonie wyczarowują te cudowne drobiazgi. Drugim z kolei marzeniem, które wtedy zaczęło powoli narastać i kłębić w mej głowie było móc spróbować zrobić coś samemu z gliny.








Od sesji w butiku minęły ponad dwa lata. Wiele się wydarzyło w międzyczasie. Aż pewnego razu przy okazji otwarcia przez dawną znajomą kolejnego niezwykłego miejsca na Żoliborzu - SHYSHKA good story store, przestępując próg tegoż miejsca znowu zobaczyłam znajome misy, magnesy i talerze. I oto po latach spotkałam tą, która potrafi zaczarować bryłę surowej gliny i nadać jej niepowtarzalne formy i kolory. Lecz to jeszcze nie koniec opowieści, a chyba dopiero jej dalszy ciąg. Od kilku tygodni mam przyjemność uczyć się lepienia, szkliwienia i innych tajników ceramiki pod okiem mojej guru. Nie mogę już przestać myśleć o kolejnych pomysłach na drobiazgi z gliny, a każdą wolną chwilę mogłabym poświecić temu zajęciu. Najbardziej cieszą te pierwsze ulepione miseczki, koraliki, kafelki. Zachwyca elastyczność i gładkość glinianej materii i to, że nigdy nie wiadomo co z tego wyjdzie po pierwszym wypale, po szkliwieniu, po kolejnym wypale. Wszystko jest kwestią szczęści i przypadku, barwy, faktury, kształty. Chłonę każdą cenną wskazówkę, podpatruję zręczne ruchy dłoni mistrza i dziwię się dlaczego wcześniej nie odkryłam dla siebie ceramiki.
Teraz zabieram Was do lasu, gdzie wśród mchu i zarośli poukrywałam moje ceramiczne drobiazgi niczym wielkanocne czekoladowe jajeczka - medaliony z serii Cztery Żywioły - Powietrze. Zapewniam, że to dopiero początek. Kolejne prace już czekają na wypał, szkliwienie lub sesję zdjęciową.
A gdyby ktoś z Was chciał spróbować ulepić coś z gliny, niech zajrzy do SHYSHKI! :)







4 comments:

Jo said...

Piękne!!! Glina wymaga ciepła, uczy cierpliwości, ale potrafi się pięknie odwdzięczyć ;).Powodzenia

Jo said...

Piękne!!! Glina wymaga ciepła, uczy cierpliwości, ale potrafi się pięknie odwdzięczyć ;).Powodzenia

enchocolatte said...

Dziękuję Jo! Przynosi ukojenie i wycisza.

Mamsan said...

Bardzo sie ciesze, ze rozwijasz sie w tym kierunku .., ja ceramike kiedys probowalam ale niestety tylko troszeczke .. :) Pozdrawiam i zycze powodzenia. M