truskawkowe szaleństwo właśnie się zaczęło. mam na myśli oczywiście ceny (na okolicznym targu kilogram tych aromatycznych ślicznotek możesz mieć już za 16 złotych, jeśli dobrze poputać to znajdą się i po 10-13 złotych, a u znajomej Pani Krysi nawet po 8 zł), cóż kiedy nie sposób jest się oprzeć truskawkom zalotnie mrugającym do mnie z kobiałki...
tak więc kupuję, budżet rujnuję, a potem ucztuję!
gdy byłam mała najbardziej smakowały mi truskawki z grządki mojej Babci Niny. miała jakąś niespotykaną odmianę zwaną Ritza (nazwa prawdopodobnie pochodzi od słynnego jeziora w górach Kaukazu - Ozero Ritza). otóż truskawki tej odmiany były zdecydowanie bardziej mięsiste i dorodniejsze od zwykłych truskawek, miały ciemno purpurowy kolor i były nieziemsko słodkie...mmmmmm! nigdy potem już takich nie jadłam, ale ten smak pamiętam do dziś!
siedząc dziś rankiem na tarasie, pijąc moją ulubioną mleczno-miodową kawę, słuchając śpiewu ptaków donoszącego się z pobliskiego zagajnika i zakąszając raz po raz nabyte wczoraj truskawki przypomniał mi się stary, sprawdzony przepis na szybki tort truskawkowy bez pieczenia!
dla spragnionych podaję składniki: 3 gotowe blaty biszkoptowe, 1-1,5 kg truskawek (umytych, pozbawionych ogonków i przekrojonych na pół), 300ml gęstej śmietany 30-36%, cukier, 1 galaretka pomarańczowa, 1 żelatyna, konfitura owocowa
blaty posmarowałam kofiturą (wyśmienicie spisała się półpłynna konfitura z rokitnika mojej mamy, ale można ją zastąpić na przykład konfiturą z czarnej porzeczki, pamiętajcie aby była płynna - tak aby dobrze nasączyć biszkopt). następnie rozpuściłam we wrzątki 1 torebkę żelatyny spożywczej (proporcje na opakowaniu) i 1 torebkę galaretki pomarańczowej, oczywiście każdą w osobnym garnuszku. po lekkim schłodzeniu wstawiłam do lodówki, aby nieco stężały. schłodzoną, lekko stężałą żelatynę wymieszałam ze śmietaną dodając tyle cukru aby mieszanina była tak słodka jak lubię ( każdy słodzi wobec uznania), następnie masę wstawiłam jeszcze na kilka chwil do lodówki do zgęstnienia. potem posmarowałam każdy blat galaretowatą śmietaną i wyłożyłam na nią połówki truskawek (podjadając od czasu do czasu, co groziło deficytem najistotniejszego skłądnika tortu, więc w ostatniej chwili opamiętałam się i przerwałam niekontrolowane łakomstwo). gdy wszystkie blaty były gotowe ułożyłam je w okrągłej tortownicy jeden na drugim. ostatni blat wykończony najpiękniejszymi okazami owowców zalałam już tężejącą galaretką pomarańczową i prawie gotowy tort wstawiłam do lodówki, aby przesiąknął smakiem i zapachem truskawek, konfitury i śmietany.
3 comments:
ależ pyszności..truskawek zazdroszcze...
po torcie zostało już tylko wspomnienie i te fotografie, a truskawki jeszcze będą Sówko!
kocham truskawki ..........
Post a Comment