w środku wielkiego miasta, wśród miejskiej dżungli apartamentowców, blokowców, wieżowców jest łąka nietknięta przez cywilizację. wolna, pachnąca, tętniąca życiem jej małych mieszkanców. mam to szczęście, że mieszkam nieopodal i wpadam tam po sąsiedzku od czasu do czasu w celach towarzyskich i nie tylko... ciepłym czerwcowym porankiem mogę zanurzyć stopy w chłodnej od rosy trawie, przyłożyć ucho do brzęczącego kielicha dzikiego kwiatu, w którym ukryła się pracowita pszczoła, ułożyć zmęczone cywilizacją ciało na miękkim kwiatowym łonie natury i ufnie przytulić się do matki-ziemi. i nic mnie nie obchodzi, że obok autostradą pędzą nie wiadomo dokąd samochody, a na horyzoncie majaczą smutne blokowce. ja leżę i chłonę energię ziemi, tętno niebieskiej planety, pozytywne wibracje kołyszących się na wietrze traw. nie liczę czasu, nie tracę zmysłów, nie trwonię zasobów. jestem wolna i szczęśliwa... bosa i radosna... jestem dzieckiem natury...
2 comments:
Elf cały w trawie...pięknie...
Twoje opowieści mają jakiś taki mistyczny klimat
lubię te magiczne ogrody...
Post a Comment