Sunday 31 July 2011

cała jestem taka dumna

cała jestem taka dumna! bo i są ku temu powody! przejechane 4,8 km w Mini Tour de Pologne i szczęśliwy finał na mecie! więcej na blogu u chłopców!

Friday 29 July 2011

dokąd prowadzi tamta droga?

taki widok na litewskich drogach zdarza się dość często.
niewielkie wzniesienie, pusta droga i za chwilę...
tak za chwilę okaże się czy zobaczymy kolejny pagórek,
jakiś samotny żółty domek czy błękitną taflę jeziora?

dziś seria zdjęć z drogi, zza szyby samochodu
(trochę niezbyt czystej za sprawą owadzich samobójców)...
drogi na Litwie w przeważającej części są puste,
zazwyczaj porośnięte gęstymi lasami,
przez co jazda jest dość nudna i monotonna,
tylko czasami ukształtowanie terenu rozpieszcza oko
zwłaszcza w okolicy polodowcowych pojezierzy jadąc na północ od Druskiennik.

krowy przechodzące przez bród, to dla nas mieszczuchów widok niezwykły,
dlatego zatrzymaliśmy się na chwilę na moście żeby sfotografować ten fenomen

kolejna atrakcja - mini farma wietrzna na niewielkim wzgórzu,
widok niezwykły,
zwłaszcza, że dookoła same nieużytki, dzikie pola i opuszczone gospodarstwa


droga wzdłuż brzegu jeziora, wyboista, żwirowa,
ale warto było zboczyć z asfaltówki dla pięknych widoków

w sumie powstało wiele zdjęć z drogi, ale niestety większość w kiepskich warunkach atmosferycznych, dlatego nie prezentuję ich tutaj, bo pewnie byście się zanudzili.

tymczasem przed nami znowu podróż.
w poniedziałek ruszamy najpierw nad morze, nad nasze morze...
gdzie spędzimy dwa tygodnie a stamtąd kierunek Warmia,
gdzie przez kolejny tydzień będę oddawać się twórczości
podczas pleneru malarskiego!

Thursday 28 July 2011

Wilno expresowo

na zwiedzanie Wilna mieliśmy zaledwie kilka godzin, po całym dniu spędzonym na poszukiwaniu obozu ZHP w ciągnących się kilometrami lasach wokół Jeziora Arinas. zajechaliśmy do miasta późnym wieczorem, kiedy słońce powoli ustępowało z nieboskłonu przynosząc wytchnienie po upalnym i pełnym wrażeń dniu! zaparkowaliśmy samochód na najsłynniejszym placu Wilna, Placu Katedralnym i ruszyliśmy ulicą Zamkową (Pilies) na południe, do celu naszej krótkiej wyprawy do Ostrej Bramy. po drodze mijaliśmy tłumy turystów, wśród których przeważali oczywiście Polacy. w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać gdzie jaj jestem, wszyscy mówią po polsku, z rzadka się dało słyszeć inne języki. Wilno jest bardzo chętnie uczęszczane w tej porze roku przez turystów z całej Europy i nie tylko.

zanurzaliśmy się coraz bardziej we wnętrze miasta, chłonąc jego atmosferę i piękno. przypomniało mi się Wilno z 1987 roku, ciche i spokojne, nie tak kolorowe... zupełnie inne miasto.
choć już wtedy różniło się ono od zwiedzanych miast Europy Wschodniej.

Jaromir zmęczony całodniową wędrówką sporo od nas odstawał, co chwila zatrzymywał się, przysiadał, odpoczywał i rozglądał się... w poszukiwaniu rycerza, księcia Gedymina! zabrała ze sobą kilka uzbieranych w czasie wakacji "rycerzy" - tak mówił na tutejszą walutę czyli Lity na rewersie, których widnieje wizerunek Gedymina na koniu - i koniecznie chciał kupić figurkę rycerza w zbroi.

powoli zbliżaliśmy się co celu naszej wędrówki...

na ulicznych zegarach dochodziła dziesiąta wieczór, ale wciąż było dostatecznie jasno by nie zapalać ulicznych latarni.

chwila odpoczynku na placu w połowie drogi, gdzie ulica Pilies łączy z ulicą Dizioji i gdzie rozlokowały się letnie ogródki okolicznych kawiarni i restauracji... i już znowu idziemy dalej

przed nami Ostra Brama, niestety przybyliśmy za późno obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej został już zasłonięty. chwilę kręcimy się w po najbliższej okolicy i robimy kilka zdjęć na pamiątkę.

Jaromir ma już dosyć zwiedzania, jest trochę znudzony i głodny, my też przypomnieliśmy sobie, że w zasadzie nie jedliśmy nic konkretnego już od dobrych kilku godzin. wracamy z powrotem ta samą trasą.

po drodze wpadamy do pewnej naleśnikarni gdzie oprócz przepysznych naleśników podają najlepszy chłodnik po litewski jaki jedliśmy. potem po powrocie do domu okazuje się, że w tej samej restauracji były nasze dzielne zuchy podczas wypadu do Wilna. co za zbieg okoliczności!

Ostra Brama w wieczornym świetle

znajoma sylwetka Wieży Gedymina, na którą nie zdążyliśmy tym razem wejść, wciąż czeka na zdobycie (może kolejnym razem)!

mimo bardzo późnej godziny, tłum przechodniów na ulicy Zamkowej nie zmalał

Jaromir wreszcie wypatrzył na wystawie wymarzonego rycerza i wyraźnie się ożywił

Wilno żegnało nas pięknym zachodem słońca, aż szkoda było wyjeżdżać...

ostatni spacer po Placu Katedralnym i tylko krótkie spojrzenie w stronę Prospektu Gedymina. tam gdzieś mieszkałam, gdy pierwszy raz odwiedziłam Wilno... następnym razem gdy tu przyjedziemy zaczniemy naszą wędrówkę od tej ulicy, to już postanowione!

i ostatnie zdjęcie zza szyby samochodu, zostawiamy Wilno gdzieś w tyle za nami. i jeszcze długo, długo na północnym niebie będzie podążać za nami blady poblask słońca, które tutaj chyba nigdy nie zachodzi. wracamy do domu, do naszej starej chaty...

Wednesday 27 July 2011

trochę słońca. białe noce

ulubiony kolor Litwinów to żółty. większość domków jest pomalowanych na ten właśnie odcień

trochę słońca chyba nikomu dziś nie zaszkodzi?
na Litwie nawet w pochmurny dzień można je znaleźć w pomalowanych na jaskrawo żółto ścianach drewnianych domków, wyrastających z ziemi, co jakiś czas na tle wszechobecnej zieleni.
niewielkie wioski zatopione w gęstwinie niewielkich przydomowych ogródków, gęsto obsadzonych kwiatami.
i inne zadziwiające zjawisko... mimo, że na dworze jasno jak w dzień i przyjemnie ciepłe wieczorne powietrze kusi aby jeszcze posiedzieć na ławce przed domem albo pobujać się w hamaku, nikogo to nie wzrusza (oprócz naszej trójki wybierającej się na wieczorną przejażdżkę rowerem o 22.00!). wioski jakby wymarłe, dookoła panuje cisza, bo wszyscy już dawno śpią! tylko my snujemy się samotnie po okolicy. nie możemy zasnąć. bo trafiliśmy na białe noce!

godzin 22 z minutami, okoliczne wioski śpią, chociaż jest jasno jak w dzień

słońce niespiesznie zachodzi za "domkiem muminków"
jeszcze długo przyjdzie nam poczekać,
aż zrobi się dostatecznie ciemno, żeby można było pójść spać



o tej porze światło miękko kładzie się mieniącym się złotym blaskiem na trawach i kwiatach łąk

chodzę z Jaromirem po trawie i rozkładam ręce,
żeby zebrać trochę tego słonecznego blasku z czubków traw


gdzieś daleko zaszczekał pies, echo niesie jego głos nad naszymi głowami
Jaromir pyta: Mama dlaczego ten pies hauczy i hauczy?

No tak, skoro koty miauczą to psy hauczą, myślę sobie.

w stawie zaczęło coś mlaskać, za chwilę dał się słyszeć rechot żab,
mam wrażenie, że trwa strojenie instrumentów do wieczornego koncertu...
jakaś uwertura na pożegnanie ostatnich promieni słońca



i znowu cisza odmierzana miarowym cykaniem świerszczy

płonąca łuna nad "domem muminków" oznacza, że pora już iść i położyć się spać.

Monday 25 July 2011

zagadka. jakie to miasto?

gdzie można spotkać takie mozaiki pod stopami i balony nad dachami?


zagadka dla wnikliwych obserwatorów!
kilka podpowiedzi i tylko jedna odpowiedź.
zgadnijcie jakie to miasto?

gdzie można spotkać takie piękne auta i wpaść na chłodne piwo do pubu?

gdzie co krok zachwyci nas jakieś cudo nie tylko zabytkowe?

i wreszcie gdzie jest taka wieża, wcale nie krzywa, i w dodatku z dzwonem pod kopułą?
ciekawe czy i jak szybko zgadniecie?
a może to zbyt łatwa zagadka?


Sunday 24 July 2011

wreszcie razem z braćmi

chwilowy przerywnik od litewskich klimatów. bo wreszcie wrócili starsi bracia i wreszcie jesteśmy wszyscy razem, co najbardziej cieszy Jaromira, który zrobił się bardziej rozmowny i aż tryska szczęściem.
i pierwszy wspólny spacer, zaraz po przyjeździe. myślałam, że chłopcy będą odsypiać całonocną podróż autokarem, ale nie, wykąpali się, zjedli śniadanie i ruszyliśmy w miasto. a właściwie na Nowe i Stare Miasto!


najwięcej frajdy sprawiało dzieciom przebieganie pod strumieniami wody

i gładzenie mozaikowych wypukłości obudowy fontann

i podziwianie tej całej wodnej maszynerii...

a potem były lody na Starówce

i wizyta na ludowym kiermaszu

i szperanie w kolorowych drewnianych zabawkach w poszukiwaniu tej jedynej


i spotkanie twarzą w twarz z drapieżnikiem, dobrze że to była tylko niegroźna fontanna...

i zabawa z mamą w chowanego, której nie było końca



tyle radości, bo przyjechali starsi bracia!