Thursday 30 June 2011

nie mogłam się powstrzymać...

nie mogłam się powstrzymać...
i zamiast pakować plecaki i walizki
musiałam zrealizować pomysł, który mi przyszedł do głowy
wczoraj w nocy gdy nie mogłam zasnąć...
bo ze mną tak jest, że...
najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy gdy,
leżę już w łóżku i powinnam zasypiać!

Mr. J. łaskawie zgodził wziąć udział w realizacji mojego pomysłu...


teraz już naprawdę poczuliśmy smak wakacji...
bo czereśnie to właśnie ten smak!

i konfitury domowe...

i czereśniowe kolczyki na uszach...

i spanie do dziesiątej rano...

i chodzenie spać po dziesiątej wieczorem...


i przesiadywanie wieczorem na balkonie
i słuchanie koncertu w wykonaniu świerszczy
(to chyba jakiś ewenement... świerszcze w mieście!)

i to powolne przeciekanie czasu przez palce...
to jest właśnie smak wakacji!

***

teraz to już na prawdę znikam
i ja i tym bardziej moi chłopcy!
do miłego zobaczenia!


Wednesday 29 June 2011

pożegnania nadszedł czas...

jak śpiewa się w słynnej wakacyjnej piosence pożegnania nadszedł czas...
tak i ja żegnam się z Wami na kilka tygodni, by w tym czasie,
gdy mnie tu nie będzie,
chwytać letnie migawki jak motyle do siatki,
sycić oko widokami i kolorami, przemierzać nowe ścieżyny...



miłych wakacji!
do zobaczenia wkrótce!
see you later alligator! :)

Monday 27 June 2011

wyprawa z nadbagażem. Rodos


podróżowało się kiedyś, daleko, niespiesznie, z ukrytym nadbagażem (z 5 miesięcznym Mr. B. jr. słodko śpiącym w brzuchu), w miejsca skąpane promieniami słońca i słoną morską bryzą... nasze wakacje sprzed wielu, wielu lat na niezwykłej wyspie Rodos... w obiektywie mojego męża!

na plaży w porcie Rodos

nie, nie przypłynęliśmy tą współczesną luksusową arką widoczną w tle za mną. przylecieliśmy na własną odpowiedzialność (po podpisaniu stosownego oświadczenia na lotnisku, że w razie przedwczesnego porodu jestem świadoma wszystkich konsekwencji. czy nadal są takie przepisy???) samolotem... bez żadnych konsekwencji :)

zjechaliśmy wyspę wzdłuż i wszerz, ale najmilej wspominamy starówkę Rodos, z tajemniczymi, wąskimi, krętymi uliczkami obsypanymi amarantowymi płatkami kwitnących wszędzie bugenwilii...

zachody słońca tak malownicze, jak na obrazach impresjonistów...

wędrówki po mieście i odkrywanie tajemnic starówki i poszukiwania romantycznej kwatery na następny przyjazd we dwoje (ciągle jeszcze przed nami)...

wyprawy w głąb lądu szlakiem ruin i starych monastyrów...

na szczycie góry w miejscowości Monolitos

i górskie wspinaczki by podziwiać przepiękną panoramę rozsianych po morzu wysepek roztaczającą się z najwyższego szczytu wyspy (zastanawiam się jak dałam radę wejść tak wysoko z dodatkowym obciążeniem i w taki upał???)...

tym razem mój wakacyjny fotograf ustrzelony obiektywem przeze mnie
pod sosną brzęczącą głosem z setki cykad...


i choć spędziliśmy tam z mężem, wydawać by się mogło dość sporo czasu, ciągle zostało wiele nieodkrytych miejsc do zobaczenia następnym razem. bo my zawsze zostawiamy sobie coś na następny raz!

Tuesday 21 June 2011

już nie mogą się doczekać!

moje dzieci już nie mogą się doczekać lata!
dziś ostatnie lekcje i wielkie pakowanie...
wszystkich swoich książek, zeszytów
i prac plastycznych do toreb, żeby zabrać je do domu!
w zasadzie chłopcy już wczoraj
spakowali się na wyjazd na obóz zuchowy
i nieważne, że jadą dopiero 1 lipca,
oni chcieli być jak najszybciej gotowi do drogi!
jutro ostatnie występy w tym roku szkolnym
rozdanie dyplomów i świadectw
i buziaków i uścisków dla przyjaciół, kolegów i koleżanek!
ale to dopiero jutro!

***

a chłopcy zapraszają wszystkich do siebie
do obejrzenia niezwykłej książki!


Monday 20 June 2011

gdy zapuka do Was lato...

za chwilę zapuka do nas lato!
a natura daje nam o tym znać na wszelkie możliwe sposoby...
ledwo co wylęgły się młode kaczki na Stawach Kellera,
a stare kaczory zmieniają zimowe piórka na nowe... letnie

mali kolekcjonerzy kolorowych piór łapią okazję w lot...

może zrobimy z nich indiański pióropusz?

na parkowych ławkach coraz więcej zakochanych par...

zieleń w swej najsoczystszej palecie...

wszędzie kwitną trawy, kwiaty i pospolite chwasty...
te ostatnie też świetnie nadają się na bukiety....

a mali traperzy mają sporo uciechy z pieszych wędrówek po zielonej okolicy...

jutro zakończenie roku przedszkolnego u Jaromira,
w środę szkolne ławki pożegnają starsi bracia,
muszę pomyśleć nad jakąś niespodzianką dla chłopców!
a pojutrze zaczyna się LATO!

przemoczona ale jakże zadowolona

Linkzamiast siedzieć w domu, bo od rana leje,
wypatrzyłam moment gdy deszczowe chmury na niebie
przesunęły się znad mojej okolicy w kierunku Śródmieścia i ...
pognałam, co sił w nogach na Stare Bielany...
zdążyłam dojechać do celu mej tajemnej wyprawy
nim pierwsze krople deszczu pojawiły się na asfalcie...

nad głową kłębowisko granatowo-szarych chmur zapowiadało niezłą ulewę,
gdy tymczasem ja cierpliwie czekałam na...
montaż wymarzonego koszyka do roweru...
w półgodziny było już po sprawie!
gdy wychodziłam uradowana ze sklepu
wydawało mi się, że zdążę...
dojechać do domu przed kolejną dawką ulewy...

***
niestety wracałam w strugach ulewnego deszczu
i choć przemokłam dosłownie do suchej nitki
mej radości nie było końca, bo...
wreszcie udało się bez dodatkowych przeróbek, tuningów itp.
dopasować koszyk do mej rowerowej hybrydy!
i choć za oknem dalej it rains cats & dogs
już planuję rowerowe wyprawy z aparatem :)

biżuteria dla drzew i nie tylko...

Bielany, ul. Kasprowicza 54,
tuż przy wyjściu ze stacji metra STARE BIELANY.
mały, niepozorny punkt na drzewie.
z daleka wygląda jak plaster miodu.
a z bliska!?

przepiękna ceramiczna, koronkowa broszka
idealnie wypełnia zagłębienie w pniu starego dębu.
to tak zwany street art czyli
biżuteria dla parków, biżuteria dla miasta autorstwa NeSpoon.
całkiem przypadkiem wypatrzyłam to cudo na drzewie,
jadąc do sklepu rowerowego po koszyk
potem w necie szukając warsztatów ceramicznych trafiłam na jej stronę,
a teraz prezentuję Wam... prawda, że pomysłowe i piękne!

jest też coś dla dzieci...
na fasadzie budynku nad oknem przy wejściu
do klubu Kalimba przycupnęły dwie biedronki.
street art dla dzieci można też wytropić
przy Forcie Bema i w Królikarni.
sprawdźcie jak tam będziecie!
więcej o artystce i jej projektach znajdziecie na jej blogu NeSpoon.

Sunday 19 June 2011

tam gdzie szumią trawy...

tych, którzy nie czytali mojego poprzedniego posta odsyłam tutaj,
a tych, którzy czytali zapraszam na ciąg dalszy wyprawy do doliny...

dzikie wiśnie nad głowami aż się prosiły żeby się nimi poczęstować,
ale były trochę za wysoko nawet dla mnie...

nieustraszony, mały wędrownik dzielnie posuwał się naprzód
ścieżką ukrytą wśród wysokich na metr traw...
z daleka widać było tylko migający, co jakiś czas, wśród zieleni
jego czerwony plecaczek w kształcie biedronki...


wyszukiwanie takich perełek ukrytych pośród soczystej zieleni to sama przyjemność...

zresztą Jaromir też odnajdywał niezwykłe okazy flory ukryte wśród traw...

ach jak dobrze, że to dopiero początek lata!

nasza dolina z bliska i z daleka...
z wijącą się, krętą ścieżyną prowadzącą nie wiadomo gdzie...

a jeśli kto ciekawy jak to miejsce wyglądało wczesną wiosną
i co tam się wtedy działo, niech zajrzy tutaj!

Saturday 18 June 2011

tylko we dwoje...

wyprawa do naszej magicznej doliny, tylko we dwoje...

Jaromir cały czas prowadzi, to on wybiera, którą ścieżką dziś pójdziemy...

czy nie rozdeptaliśmy czasem po drodze ślimaka?

Mama, patrz jaki ładny kwiatek!

zbieramy kwiaty na bukiet dla...
myślałam, że dla mnie...

a jednak dla siebie, Jaromir chowa go skrzętnie do plecaka,
na pamiątkę jak potem oświadcza,
jak kilka innych skarbów znalezionych po drodze...

na koniec moje ulubione zdjęcie...
niesforny kosmyk zawsze wystający spod czapki
i kwiaty z dzieciństwa!
zostało jeszcze kilkanaście zdjęć z tej naszej spontanicznej, popołudniowej wyprawy,
ale o tym następnym razem.