Tuesday 30 November 2010

let it snow, let it snow, let it snow...

tak leciały słowa pewnej piosenki, którą sobie ostatnio mruczałam pod nosem, no i wymruczałam. pada non stop i gdyby nie trzeba było odwozić moich trzech krasnali do szkoły i przedszkola, mogłoby sobie tak dalej padać, bo światu jest pięknie w bieli.

lubię ten pierwszy śnieg, i pełen oczekiwania początek grudnia...

i lubię gdy czasem dzień ułoży się inaczej niż miał się ułożyć... tak jak dzisiaj. kiedy to z powodu śniegu nie dotarliśmy z Jaromirem do przedszkola i okrążywszy majaczący w oddali wśród białych płatków budynek wróciliśmy niespiesznie do domu, aby spędzić miły dzień tylko we dwoje. czasem po prostu poddajemy się ślepemu losowi i jak to się mówi wrzucamy na luz... let it snow, let it snow, let it snow...

Monday 29 November 2010

żegnaj Złotko / goodbye Goldie

- Żegnaj moja złota! - namiętny pocałunek na rozstanie, deszczowa łza na pożegnanie.
- Do zobaczenia za rok, jeszcze tu wrócę do Ciebie!
Teraz wiem, że to było nasze ostatnie spotkanie. Musiała odejść i zabrać ze sobą szelest złotych liści i ostatnie promienie słońca. Odeszła, zostawiając po sobie ciepłe wspomnienie.








Dziś wiem, że już nie ma co marzyć, że wróci. Złota jesień to już przeszłość. Za oknem mroźny wschodni wiatr targa rolety i z całych sił wdziera się przez najmniejszą szparę do mojego domu. Nadszedł czas śniegowców, kożuchów i futrzaków... świec, gorących kubków z miodem i cytryną... i świątecznych przygotowań... co też ma swój urok.

Wednesday 24 November 2010

nieostrości / bluntness


urzekają mnie ostatnio nieostrości, niedopowiedzenia, niedorzeczności... w fotografii. celowo nie ostrzę, bo podoba mi się migotanie światła, drganie obrazu, malowniczość uschniętych hortensji... bo to one pozują mi dziś.




co w duszy to i na fotografiach...

Tuesday 23 November 2010

fade away...

co jest sztuką, a co nie? co decyduje o tym, że pewne obrazy, formy słowa uznawane są za dzieła sztuki a inne za zwykłe odwzorowanie rzeczywistość lub po prostu przełożone na papier myśli tworzące jakiś tekst. kiedy wytwór ludzkich rąk staje się sztuką? a kiedy jest tylko rzeczą jedną z wielu...
byłam ostatnio na konsultacjach fotograficznych w ZPAF w celu skonsultowania swoich dokonań fotograficznych i skonfrontowania ich z innymi fotografującymi. spotkanie miało charakter bardzo kameralny... każdy z uczestników przyniósł to czym chciał się podzielić, nad czym aktualnie pracował, co go bez reszty pochłaniało... zdjęcia bw i w kolorze, portrety kobiet zza spatynowanych luster, metamorfozy mężczyzn, kawałki nieba nad Warszawą, wspomnienia z podróży po krajach nadbałtyckich, sesje modowe, studium obumierających jesiennych liści, mroczne nocne pejzaże ulic, efemeryczne miniatury fotograficzne wspomnie z dzieciństwa... duża różnorodność tematyczna, ciekawe spojrzenia, inspirujące kadry...

im bardziej dziwne tym lepiej. im mniej rzeczywiste tym bardziej artystyczne. fotografia przez duże F? sztuka przez duże S? w tym wszystkim moje zdjęcia tryskające zielenią, światłem, śmiechem dzieci, zwiewnością traw... trawkom i kwiatkom już dziękujemy - usłyszałam od prowadzącej. łączeniu zdjęć w dyptyki - mówimy tak.

w imię sztuki porzucam więc na jakiś czas piękne i zbyt dosłowne fotografie trawsk o poranku i oddaję się twórczości przez mam nadzieję duże T z akcentem na dyptyki, bo te mi się ponoć dobrze komponują kolorystycznie. tak oto zmuszona zostałam do poszukiwania, drążenia czegoś nowego w sztuce fotografowania, ale nie odtwarzania...

zdjęcia z tego posta powstały spontanicznie... trochę jak ćwiczenia z patrzenia, trochę dla kontrastu wobec tego, co robiłam wcześniej, a trochę jako materiał na grudniowe konsultacje. nazwa robocza serii "fade away..."

Monday 22 November 2010

trochę słońca na talerzu / a piece of sun on the plate

trochę słońca na talerzu czyli tarta limonkowa z żurawinami... tak dla poprawienia humoru w ponury jesienny dzień. porcja słodyczy na kolejny dynamiczny tydzień. jeszcze się nie rozpoczęła gorączka przedświąteczna a czasu coraz mniej. szerokimi zakolami omijam wszelkie centra zbytku kuszące kolorowymi świecidełkami i rzekomo niezbędnymi prezentami. staram się nie popaś w rutynę przedświątecznej spirali. celebruję ciepło domowego ogniska i urządzam sobie z dziećmi wieczory cukiernicze z wypiekami w roli głównej. udało mi się nawet wciągnąć jednego z synów do wałkowania ciasta i wycinania ciasteczek, ale o tym już wkrótce w osobnym poście u chłopaków.

teraz pora na przepis na tartę limonkową z żurawinami. delikatna i aromatyczna... do tego smaczna i bardzo fotogeniczna. polecam!



Tarta limonkowa z żurawinami
(przepis z wrześniowego magazynu Kuchnia)

Ciasto:
200 g mąki
40 g cukru
150 g masła
500 g suchego grochu lub fasoli (do wstępnego pieczenia)

Krem:
250 g mascarpone
sok i skórka otarta z 2 limonek,
150 g cukru,
1 torebka cukru waniliowego (8g)
2 jajka
200 ml ubitej śmietany 30%
200 g suszonej żurawiny

Dekoracja:
plasterki limonki, żurawina, cukier puder

Przygotowanie:
Mąkę wymieszać z cukrem, następnie dodać 3-4 łyżki zimnej wody i pokrojone masło. Składniki posiekać nożem i szybko zagnieść ciasto. Ciasto zawinąć w folię i wstawić do lodówki na 30 minut. Następnie schłodzone ciasto rozwałkować na posypanej mąką stolnicy i włożyć do natłuszczonej formy do tart (śr. 26-28 cm). Nakłuć widelcem w kilku miejscach i wstawić do lodówki na 1 godzinę. Po upływie czasu, wyjąć ciasto z lodówki i przykryć pergaminem, obciążyć fasolą lub grochem. Piec 15 minut w temperaturze 200 stopni C (termoobieg 180 st. C), po podpieczeniu usunąć papier i groch. Zmniejszyć temperaturę do 160 st. C (termoobieg 140st. C).
Krem: mascarpone ucieramy z sokiem i startą skórką z limonek, cukrem i cukrem waniliowym oraz jajkami. Łączymy z wcześniej ubitą śmietaną. Na podpieczonym cieście układamy 3/4 żurawin, przykrywamy kremem i pieczemy 30 min.
Studzimy, dekorujemy resztą żurawin i plasterkami limonki, posypujemy cukrem pudrem.

Smacznego!

Wednesday 17 November 2010

zagubiony w bajce / lost in fairytale


świat małych dziewczynek, jakże inny od świata małych chłopców. nie zdawałam sobie z tego sprawy do czasu pewnego spotkania urodzinowego, na które trafiliśmy razem z moją męską trójką. dla odmiany przeważało damskie towarzystwo i moi panowie z początku nie potrafili sobie z tym poradzić. udawali twardzieli i bohaterów, ale pod miną pewniaków czaiło się onieśmielenie. dziewczynki w różnych przedziwnych strojach nadawały rytm zabawie, w której chłopcy musieli się odnaleźć. żadnych samochodów, jeepów czy klocków, w zamian za to przytulanki, falbanki, różdżki. w co się bawić??? po pewnym czasie starsi bracia jakoś się odnaleźli, najmłodszy Jaromir chodził jak zaczarowany do końca imprezy, ale najwyraźniej podobała mu się ta bajka z dziewczynkami w roli głównej.








oj, co te dziewczyny potrafią zrobić z chłopakami! :)

Monday 15 November 2010

królewny, elfy i... / queens, elves and...

kto by pomyślał, że żeby znaleźć się w bajce wcale nie trzeba
wybierać się za siódme morza, góry, czy lasy.
w samym środku ogromnego miasta jest ulica, kamiennica, poddasze,
gdzie spotykają się wróżki, kopciuszki, królewny i elfy.

***
grupami przesiadują na kanapie,
lub polegują na turkusowych poduchach,
czytają bajki lub marzą, tańczą i śmieją się...


i czasem, raz do roku zapraszają do siebie małych chłopców,
którzy nie wierzą własnym oczom, gdzie się właściwie znaleźli!



za oknami zimna, deszczowa jesień...
a na magicznym poddaszu prawdziwa kurtyna, światła i teatr z aktorami.
takie cuda zdarzają się tylko w bajce, powiecie...
nie, zdarzają się też w pewnym artystycznym domu.


po spektaklu pora na torty... jeden dla A. drugi dla M.
kto zdmuchnie tyle świeczek? chętnych nie brakuje!

małe elfy szybko rozpierzchły się po poddaszu z talerzykami pełnymi słodkich łakoci.
chwila spokoju... trwa degustacja tortów!



zabawa trwa już trzecią godzinę,
więc niektórzy, mniej wytrwali goście układają się na małą popołudniową siestę...


...albo podziwiają urodzinowe prezenty...


czas miło mija w bajkowej kamiennicy,
aż nie chce się wracać do domu...



mnie też nie chce się kończyć tej opowieści.
do zobaczenia wkrótce... ciąg dalszy nastąpi!

zapowiedź / preview

długo mnie tu nie było, ale też wiele się działo... stąd w pogoni za czasem nie udało mi się na bieżąco relacjonować wszystkich zdarzeń. listopad, choć ledwie się zaczął, już minął półmetek a to za sprawą licznych jubileuszy, głównie urodzin i ważnych dat w naszym otoczeniu, z przewagą tych pierwszych...
dysk twardy aż puchnie od nowych, niepublikowanych zdjęć... szykują się nieuniknione zakupy, oczywiście pamięci zewnętrznej, inaczej nie pomieszczę moich foto wrażeń.
dziś zapowiedź serii fotograficznych wspomnień z bardzo magicznego spotkania, zresztą takich spotkań było kilka w mijającym czasie. między innymi wieczór konsultacji fotograficznych w ZPAF, gdzie miałam przyjemność gościć, ale o tym w oddzielnym poście.
tymczasem już teraz zapraszam na niezwykłe spotkanie, czyli urodziny A. i M.
c.d.n.

Wednesday 3 November 2010

6 lat minęło / 6 years have passed


6 lat minęło jak jeden dzień! tak, jak ten czas leci!
jeszcze niedawno mały Bartoszek dziś już duży Bartosz!
wielbiciel szybkich samochodów o gorących kołach, piłki nożnej i sportów wszelkich dla prawdziwych mężczyzn.
smakosz i degustator... wielbiciel pasztetów, kotletów, byle nie omletów.
pochłaniacz orzechów i czekolady mimo ostrzeżeń pani doktor.
początkujący zuch..., rezolutny, przebojowy, czasami płaczliwy ale...
w większości chwil uśmiechnięty uczeń zerówki.

zawsze skory do zabawy i wygłupów.
energia rozpiera go od rana do wieczora!
a ja się ciągle dziwię skąd on ją czerpie, z jakiegoś magicznego dziecięcego odnawialnego źródła?


o czym ostatnio marzy?
o największej na świecie kolekcji hot wheelsów,
o wakacjach w Turcji,
o tym żeby nauczyć się grać na... tubie!
Bartoszku niech Twoje życzenia spełnią się!
Wszystkiego najlepszego synku!